2013-08-21

Rozdział 1: Ciesz się, póki możesz

Kiedy Harry Potter uczęszczał do Hogwartu, lato było jego najmniej lubianą porą roku. Zazdrościł swoim koleżankom i kolegom, którzy wracali do domu pełni radości, że w końcu będą mogli odpocząć w domu po ciężkim roku szkolnym. Że będą mogli wyjechać na wakacje ze swoją rodziną, za którą tak bardzo się stęsknili. Zazdrościł im posiadania tej rodziny. Tylko przyjaciele Harry'ego wiedzieli, dlaczego jest smutny, kiedy wsiada do pociągu jadącego do Londynu. Nie musieli pytać, dlaczego ma nadąsaną minę. Wiedzieli, że Harry już marzy o tym, aby z powrotem znaleźć się w Hogwarcie. Harry Potter jako nastolatek nigdy nie pomyślał, że kiedy będzie już dorosły, to właśnie lato stanie się jego ulubioną porą roku.

Lato, na które czekał z utęsknieniem, odkąd jego najstarsze dziecko poszło do Hogwartu. Utęsknienie to osiągnęło apogeum, kiedy naukę zaczęła Lily, pozostawiając Harry'ego i Ginny samych w wielkim domu. W domu, który przestał tętnić życiem na dziesięć miesięcy i który ożywał dopiero wtedy, kiedy dzieciaki wracały do domu na wakacje. Nic dziwnego, że Harry Potter był szczęśliwy tylko w wakacje i - rzadziej - w święta; był szczęśliwy wtedy, kiedy miał przy sobie całą rodzinę. Rodzinę, która była dla niego wszystkim.

Tak właśnie czuł się teraz - był przepełniony szczęściem. Aportował się po pracy prosto do swojej kuchni, gdzie przywitał go zapach ciasta z jabłkami, którego Ginny przygotowała na deser. Z uśmiechem pocałował żonę w policzek, odłożył skórzany neseser i zaczął wyciągać z szafek talerze. Ginny, która osobiście zajmowała się kuchnią od czasu, gdy zakończyła karierę sportową, mieszała chochlą w garnku z zupą, śpiewając cicho piosenkę, która właśnie leciała w radiu. Harry spoglądał na nią znad stołu, na którym rozkładał talerze i sztućce. Był wdzięczny niebiosom, że Ginny odnalazła swój ukryty talent kulinarny i nie musieli dłużej żywić się potrawami ze słoików, które przygotowywała im Molly. Uwielbiał kuchnię swojej teściowej, ale nie mogła ich przecież wiecznie karmić, a nic nie smakowało tak dobrze, jak dopiero co ugotowane posiłki.

Skończył nakrywać do stołu i wymienił porozumiewawcze spojrzenie ze swoją żoną, która uniosła jedną dłoń do góry, pokazując pięć palców. Miał pięć minut, aby zajrzeć do każdego ze swoich dzieci i zawołać je na obiad. Mrugnął do niej i ruszył w kierunku schodów, by po chwili otworzyć drzwi do pokoju swojego najstarszego syna.

Nie zdziwił się, gdy nie zobaczył w środku Jamesa. Rzadko kiedy można go było znaleźć w swoim pokoju, gdy była ładna pogoda. Gdy jego syn nie spędzał czasu z rodziną, spotykał się ze swoimi mugolskimi znajomymi albo siedział w ogrodzie razem z Orłem, którym chciał się nacieszyć, skoro miał go nie widzieć przez następne cztery miesiące. Przynajmniej w mniemaniu Jamesa przez cztery miesiące, bo Harry już wiedział, że jego dzieci na Boże Narodzenie do domu nie wrócą. Rzucił okiem na lekko zabałaganiony pokój syna, którego przynależność do świata czarodziejów zdradzało tylko kilka ruszających się zdjęć poustawianych na półkach.

Kiedy wszedł do pokoju swojej jedynej córki, natychmiast powitała go głośna muzyka puszczana z mugolskiego radia, którą wyłączył jednym machnięciem różdżki. Nie miał nic przeciwko muzyce, czarodziejskiej czy mugolskiej, ale puszczana zbyt głośno doprowadzała go do szału. Rozglądnął się po czystym, biało-błękitnym pokoju i uśmiechnął się, gdy dostrzegł rudowłosą dziewczynkę spoglądającą na niego z łóżka.

- Cześć, córeczko - powiedział, siadając koło niej na łóżku. Pocałował ją w czoło, ignorując fakt, że Lily zatrzasnęła szybko leżący przed nią zeszyt i schowała go pod poduszką.
- Poważnie, tato, powinieneś się nauczyć pukać - powiedziała, nawet nie starając się ukazać złości.
- Daj spokój, i tak byś nie usłyszała pukania przy tym hałasie. Ba, nawet gdyby wybuchł dom sąsiadów, to byś tego nie usłyszała! - powiedział i poczochrał ją po włosach, na co Lily zaczęła głośno protestować. - Wstawaj, obiad zaraz będzie. Wiesz, jak mama nie lubi spóźniania się na posiłki. Widziałaś ostatnio Jamesa?
- Nie, od śniadania nie... - odpowiedziała, zamyślając się na chwilę. - Pewnie szlaja się gdzieś jak zwykle - dodała, wzruszając ramionami i wyleciała jak na skrzydłach z pokoju.

Harry uśmiechnął się lekko, pokręcił głową i wyszedł z pokoju córki, zamykając drzwi. Skierował się ku pomieszczeniu znajdującemu się na samym końcu korytarza na piętrze. Drzwi do pokoju Albusa były jak zwykle zamknięte. Zmarszczył brwi, usiłując sobie przypomnieć, czy kiedykolwiek widział otwarte drzwi do pokoju jego młodszego syna.

- Cholera, tato! - krzyknął Albus, gdy Harry wtargnął do jego świątyni. - Możesz się nauczyć w końcu pukać?! - krzyknął, na co Harry tylko prychnął.
- Nie będę pukać we własnym domu. I nie przeklinaj - powiedział, rozglądając się dookoła. W przeciwieństwie do pokoju Lily, u Albusa okna były wiecznie pozasłaniane, a jedynym źródłem światła był mugolski laptop, który leżał na kolanach jego syna.
- Mogłem robić coś bardzo ważnego! Coś, do czego potrzebna by mi była samotność! - wyrzucił z siebie szybko Albus, omal się nie zapowietrzając.
- Na przykład co takiego? - spytał Harry, unosząc do góry jedną brew.
- Mogłem... na przykład... - odpowiedział cicho Albus, rumieniąc się tak mocno, że Harry mógł to zauważyć nawet mimo panującej wokół ciemności. - Oglądać pornosy!
- Pornosy? Ty? - zapytał Harry i zaśmiał się głośno, jakby usłyszał wyjątkowo zabawny dowcip. - Już to widzę. Obiad zaraz będzie gotowy - dodał i wyszedł za pokoju, zamykając drzwi. Kiedy schodził na dół w poszukiwaniu Jamesa, dotarł do niego oburzony głos Albusa.
- Mógłbym!

*

- Cześć, tato! Jak tam w pracy? - spytał przesadnie wesołym tonem James, kiedy tylko zauważył swojego ojca wychodzącego przed dom. Uśmiechnął się do niego szeroko, ukazując swoje białe zęby i zaczął zwijać leżącego u jego stóp węża ogrodowego.
- W porządku, nudy jak zwykle, w ciągu ostatnich miesięcy nic się nie działo... Co ty robisz? - Harry przyjrzał się swojemu pierworodnemu, który w samych spodenkach paradował po ogrodzie, eksponując swoje umięśnione, opalone ciało.
- Jak to co? Zwijam węża! - odparł James, nadal uśmiechając się szeroko.
- To widzę, ale co robiłeś z tym wężem?
- Myłem auto - powiedział krótko James, jakby to, co dopiero zrobił, było najnormalniejszą rzeczą na świecie.
- Dobra... O co chodzi? - zapytał Harry, spoglądając ukradkiem na lśniące auto, które połyskiwało w słońcu. - I na litość boską, James, załóż koszulkę, nie jest aż tak gorąco!
- O nic mi nie chodzi, daj spokój, tato! Czy już nie można samochodu myć w piękne sierpniowe popołudnie? - Spokojnie patrzył, jak jego pierworodny ubiera górną część garderoby, po czym podchodzi do niego, zarzuca mu rękę na ramiona i zaczyna prowadzić w stronę domu. - A teraz chodźmy na ten pyszny obiadek, co nam ugotowała mama. Umieram z głodu!
- Tylko ręce umyj - powiedziała Ginny, gdy już weszli do kuchni. - Babrałeś się przy tym aucie pół dnia.
- To nie było babranie! - zaprotestował James, podchodząc do kuchennego zlewu. - To było mycie, szorowanie, polerowanie i dopieszczanie!
- Ile razy ci mówiłam, żebyś nie używał tego słowa? Jest okropne! - zawołała Lily, siadając przy stole razem z Albusem.
- Co ci przeszkadza w słowie pieścić? Musisz się do niego przyzwyczaić, niedługo sama będziesz prosić chłopaków, żeby cię...
- MAMO!
- JAMES! Przestań dokuczać siostrze! - krzyknęła Ginny, uderzając go lekko ścierką w głowę. - Lily jest za młoda na takie rzeczy!
- I młoda pozostanie co najmniej do trzydziestki - powiedział spokojnie Harry, przejmując od żony miskę z zupą. - I dopiero wtedy zaczniemy się zastanawiać, co z tym dalej zrobimy.
- Żebyś się nie zdziwił - mruknął pod nosem Albus, do tej pory spokojnie przysłuchujący się rozmowie.
- Co mówiłeś?
- Nic, nic... - odparł szybko, patrząc uparcie w swoją zupę. - Słuchaj, tato, tak się zastanawiałem... W końcu między naszymi rodzinami układa się już dość znośnie, a to mój najlepszy przyjaciel i jeszcze u mnie nigdy nie był, w przeciwieństwie do jego ojca, który ostatnio dość często się tu pojawia... - zaczął z siebie szybko wyrzucać słowa, po czym skończył mówić i patrzył się na ojca z niepewną miną.
- Czy ktoś ma przeciwko wizycie przyjaciela Albusa w naszych skromnych progach? - zapytał Harry po chwili ciszy, rozglądając się po twarzach członków swojej rodziny.
- Ja nie. Lubię go - powiedziała Lily, zbierając ze stołu puste talerze.
- Gdybyśmy się nie zgodzili to byłoby niesprawiedliwe w stosunku do Albusa - zaczęła Ginny dyplomatycznym tonem. - W końcu przyjaciele Lily i znajomi Jamesa często u nas bywają.
- Dla mnie bomba! Przyjaciele Ala są moimi przyjaciółmi! - krzyknął James i po jego słowach zaległa cisza.
- James, synku, czy ty się na pewno dobrze czujesz? - spytała Ginny i przyłożyła dłoń do jego czoła.
- Dlaczego mam się źle czuć? - spytał, ale gdy zauważył wokół siebie twarze pełne niedowierzania porzucił swój denerwujący uśmiech. Następne pytanie zadał już normalnym tonem. - Mogę pożyczyć auto?
- No tak, mogłem się domyślić... - powiedział powoli Harrym, starając się nie przejechać ręką po twarzy. - Nie, James. Nie możesz.
- Świetnie. Po prostu super - odparł chłopak z obrażoną miną, ignorując leżące przed nim na stole drugie danie. - To ja się tak staram, myję auto, odkurzam go, jestem miły i uczynny i nawet auta na kilka godzin nie mogę dostać? Świetnie.
- Nie możesz być miły i uczynny tylko wtedy, gdy ci się to podoba i gdy czegoś potrzebujesz, ty masz być miły i uczynny zawsze! - powiedziała głośno Ginny.
- Czy możemy wrócić do właściwego tematu tej rozmowy? - spytał Albus lekko poirytowanym głosem.
- Jutro w Ministerstwie pogadam z jego ojcem i wszystko pójdzie po naszej myśli, jeśli tylko wyrazi zgodę - powiedział Harry, uśmiechając się do syna.
- Podobno nestor rodu - rzekła Ginny i uśmiechnęła się znacząco - wyjechał do jakiegoś sanatorium. Zaproś resztę rodzinki na kolację w niedzielę, może wpadną.

Reszta posiłku upłynęła im w przyjemnej atmosferze, a gdy Ginny podała deser, nawet James się nieco rozchmurzył. Nieopisane szczęście nie opuszczało Harry'ego, który nie uczestniczył w rozmowie, tylko przyglądał się każdemu po kolei z wielkim uśmiechem błądzącym po jego ustach.

Siedząca na przeciwko Ginny uśmiechała się szeroko, czując tę samą radość na posiadanie dzieci koło siebie, co on. Rozmawiała z nimi, śmiała się do nich i wymieniała się uwagami, nie zapominając o swoich rodzicielskich obowiązkach i od czasu do czasu upominając któreś z dzieci, gdy powiedziało coś brzydkiego lub nieprzyzwoitego. Patrzył na swoją żonę i myślał, że nie mógł trafić lepiej. To zawsze była ona. Rude włosy miała upięte w niedbałego koka, a na ramiona niedbale narzuciła jakąś starą koszulę w kratę. Figlarny błysk wrócił do jej oczu, gdy minęło wystarczająco dużo czasu, aby pogodzić się z przeszłością. Minęło tyle lat, a ona dalej wyglądała pięknie i młodo.

Spojrzał w prawo i popatrzył się na Lily, która była młodszą wersją swojej matki. Taki sam kolor włosów, ten sam karmelowy kolor oczu, ta sama postura i sposób poruszania się. Tylko charakter miała nieco inny - była zdecydowanie spokojniejsza od Ginny, rzadko kiedy wybuchała złością. Często chodziła z głową w chmurach i łatwo zapominała o całym świecie, zupełnie jak Luna, po której dostała drugie imię. Jednak Harry czasami myślał, że jego córka nie zdecydowała się jeszcze, kim tak naprawdę chce być. Za dużo rzeczy zaczynała robić, za mało kończyła, za często tkwiła w martwym punkcie. Ale i tak była dla niego małym aniołkiem. Niewinna, łagodna i wrażliwa - cała Lily. Nie potrafiłaby skrzywdzić nawet muchy.

W przeciwieństwie do Albusa Severusa, który nie cierpiał owadów i ledwo tolerował jakiekolwiek zwierzęta. Od rodzinnego Orła trzymał się z daleka i tylko do sów podchodził bez obaw, bo wiedział, że nikt za niego listu nie wyśle. Albus może i nie był nieśmiały - to była raczej domena Lily i to tylko w stosunku do obcych - ale przede wszystkim miał niską samoocenę. Starał się to nadrabiać ciętym językiem, jednak wychowywanie się ze zbyt pewnym siebie starszym bratem zrobiło swoje. Mimo że starał się jak mógł znać odpowiedź na każde pytanie, mimo że dostawał najlepsze oceny w szkole, nie był tak lubiany i popularny jak James - gwiazda quidditcha w drużynie Gryffindoru. Miał swoją grupkę przyjaciół, podczas gdy jego brat kolegował się z większością szkoły. Harry uśmiechnął się do siebie, gdy pomyślał, jak Albus zmienił się od tamtej chwili na peronie, kiedy miał po raz pierwszy pojechać do szkoły i kiedy obawiał się przydzielenia do Slytherinu. Szkoła go zmieniła, ale na pewno nie na gorsze. Przyglądnął się młodszemu synowi i westchnął cicho, uświadamiając sobie, jak bardzo przypomina jego samego. Tak jak on miał czarne, wiecznie rozczochrane włosy i zielone oczy babci Lily, które skrywał za okularami w grubych, czarnych oprawkach. Takich samych, których od jakiegoś czasu nosił Harry i - sporadycznie - James.

James, który najmniej przypominał jego albo Ginny. W przeciwieństwie do Albusa, który był niski, drobny i chudy (i który z wyglądu był Potterem z krwi i kości), James odziedziczył więcej genów Weasleyów. Był wysoki i umięśniony. Miał ciemnorude włosy, które Harry'emu przypominały włosy jego matki, jednak włosy te stały we wszystkie strony, jak u każdego Pottera. Jego najstarszy syn miał takie same karmelowe oczy jak jego siostra i matka. W oczach tych można było zobaczyć radosny ognik, tak charakterystyczny dla każdego psotnika, który nie może się powstrzymać przed zrobieniem jakiegoś dowcipu. W końcu nie bez powodu mówiono, że z zachowania przypomina swoich imienników, Jamesa Pottera Seniora i Syriusza Blacka. Ale to właśnie James był najbardziej nieprzewidywalny z trójki jego dzieci. To on robił i mówił rzeczy, których się po nim nie spodziewano. To on był samotnym wilkiem, który ma wielu znajomych, ale zero przyjaciół. Pomimo że nie chciał się do tego głośno przyznawać, Harry wiedział, że jego najlepszymi przyjaciółmi jest jego rodzina.

Spoglądał na swoją żonę i dzieci, nie powstrzymując wielkiego uśmiechu, który pojawił się na jego ustach. Nie mógł wyrazić słowami tego, jak bardzo jest dumny ze swojej rodziny i ile ona dla niego znaczy. Nie przeżyłby, gdyby któremuś z nich miałoby się coś stać. A gdyby któremuś groziło niebezpieczeństwo... Niech Bóg ma w swojej opiece wszystko i wszystkich, bo Harry pokazałby swoją prawdziwą aurorską naturę.

Uśmiechnął się ponownie, tym razem do swoich myśli i zamknął oczy, pozwalając w końcu, aby wesoła paplanina najbliższych mu osób dotarła w końcu do jego uszu.

Harry Potter był po prostu szczęśliwy.

*

Nic nie mogło mu zepsuć tego szczęścia. Nawet spotkanie z Draconem Malfoyem, na które się - oczywiście - nie umówił. Wpadł do jego gabinetu, nie zwracając uwagi na lekko oburzone krzyki asystentki i usiadł w fotelu stojącym na przeciwko biurka Malfoya, który nie zwrócił na niego uwagi, dopóki nie skończył czytać jakiegoś dokumentu. Dopiero po złożeniu na pergaminie zamaszystego podpisu podniósł wzrok i popatrzył się na Harry'ego z uprzejmym zdziwieniem.

- Potter.
- Malfoy - odpowiedział Harry i próbował powstrzymać pojawiający się na jego ustach uśmiech, w związku z czym  wyszedł mu wyjątkowo dziwny grymas, który - oczywiście - nie uszedł uwadze Malfoyowi.
- Co to za mina, Potter? - spytał, unosząc do góry jedną brew.
- Trudno mi się odzwyczaić od starych nawyków - odparł Harry, machając lekceważąco ręką. Rozglądnął się ciekawie po gabinecie, który nie zmienił się od czasu jego ostatniej wizyty. - Spotkałem się z Fawleyem ostatnio.
- Och... I jak przebiegło wasze spotkanko? - zapytał niewinnym tonem Malfoy.
- Nie udawaj świętego, Malfoy. Tobie się nie chciało iść, więc mnie tam wysłałeś. Co z ciebie za Przewodniczący Rady? Przez ciebie wynudziłem się tam przez jakąś godzinę, tylko po to, żeby z nim pogadać przez pięć minut i popatrzyć, jak podskakuje za każdym razem, gdy ktoś wspomni przy nim o...
- A co z... sam-wiesz-czym? - przerwał mu Draco, nie zwracając uwagi na wyrzuty mężczyzny siedzącego na przeciwko niego.
- Powiedział, że się zastanowi. Ale wyglądał, jakby już podjął decyzję, odpowiednią dla nas.
- To dobrze - powiedział Malfoy, kiwając powoli głową w zamyśleniu. - Nic innego się nie spodziewałem, szczerze mówiąc. Chce wypaść jak najlepiej, a jeśli to przysporzy mu więcej pozytywnych opinii, których jak najbardziej potrzebuje... Może się tylko zgodzić.
- Z nim jest coś nie tak - odrzekł poważnie Harry, patrząc się na Malfoya bez mrugnięcia okiem. - Nie wiem dokładnie, co. Ale wiem, czuję to, że on coś kombinuje.
- Wiem - odpowiedział Draco, pocierając oczy. - Ale na razie nic z tym nie możemy zrobić. Musimy tylko zdobyć kilku sprzymierzeńców zarówno wśród nauczycieli jak i wśród rodziców z Rady, musimy mieć oczy i uszy szeroko otwarte... W końcu się czegoś dowiemy, jestem pewien.

Na chwilę zapadła cisza. Każdy z nich zatopił się we własnych myślach, które krążyły wokół tej samej osoby. Kim tak naprawdę był Ambrose Fawley?

- No, pora już na mnie - powiedział po paru minutach Harry, wstając z fotela i kierując się w stronę drzwi. - Ach, byłbym zapomniał!
- Tak? - spytał Malfoy, który wyglądał, jakby dopiero co odgonił się od swoich myśli.
- Podobno Lucjusz wyjechał? - zapytał Harry, starając się nie uśmiechać złośliwie.
- Tak, dzięki Bogu - odpowiedział Draco, zaskakując tym Pottera. - Dziczeje na starość, wytrzymać z nim nie można. Do szału wszystkich doprowadza, a mój syn nie chce przebywać z nim w jednym pomieszczeniu - dokończył, gestykulując żywo.
- Co do Scorpiusa... Albus poprosił mnie, abym z tobą pogadał o jego przyjeździe do nas na kilka dni - powiedział Harry, patrząc mu prosto w oczy. - Może byście wpadli do nas w niedzielę o szóstej na kolację i zostawili go u nas na jakiś czas? Z Narcyzą oczywiście, dawno jej nie widziałem...
- Będę musiał to jeszcze obgadać z Astorią, ale ja osobiście nie mam nic przeciwko. Scorpius już dawno mówił, że z chęcią by do was wpadł. Chyba go tam nie otrujecie, nie? - spytał, uśmiechając się krzywo.
- Gdzie tam, za dużo świadków! - powiedział głośno i uśmiechnął się do niego radośnie, zaskakując tym samym ich obydwu.
- Wyślę ci jeszcze sowę, ale wstępnie jesteśmy umówieni - dodał Malfoy, a rysy jego twarzy odrobinę złagodniały.

Harry wychodził z jego gabinetu jeszcze szczęśliwszy, niż mógł to sobie wyobrazić.


Dziękuję wszystkim za komentarze, które są tak pozytywne i motywujące, że aż chce się pisać! Jak każdy autor bloga z opowiadaniem potrzebuję komentarzy - to dzięki nim mam ochotę pisać więcej i wiem, że to, co piszę się komuś podoba! Wasze komentarze są motywujące, dlatego proszę o komentowanie i konstruktywną krytykę!
Co do tego "tajemniczego wydarzenia", które ma mieć miejsce w Hogwarcie - parę osób już zgadło, o co chodzi. To wcale nie było takie trudne, prawda? Chyba zostawiłam za dużo wskazówek, które was naprowadziły na trop. Mam nadzieję, że to wydarzenie was nie zdenerwuje i nie odrzuci od mojego opowiadania. Moje wydarzenie będzie podobne, ale nieco inne.
Co do dzisiejszego rozdziału - sielanka, czysta sielanka. Musi być jakiś wstęp do bardziej dramatycznych wydarzeń, prawda? Mam nadzieję, że rozdział się podoba i spodobają się wam postacie, które stworzyła nasza kochana Rowling, ale które w dużym stopniu wykreowałam ja.
Zapraszam do komentowania i dziękuję za to, że czytacie moje wypociny.
xx

9 komentarzy:

  1. Ok, jak zwykle przeczytałem i jak zwykle za szybko. To jest chyba dłuższe od prologu, ale to twój styl, więc czyta się... szybko. Rany, nawet jakbyś napisała tysiąc stronicową książkę, to i tak czytałoby się diabelnie szybko.
    Cóż, rozdział skupił się na ukazaniu nam - a jakże - Młodego Pokolenia. Czy tam Nowego, jak zwał tak zwał (i tak wszyscy umrą!). Muszę przyznać, że nie jestem zawiedziony! Wszystkie postacie mają wyraźny charakter, każda się czymś odznacza i każda wydaje się interesująca. Oczywiście najbardziej lubię Lily... boo to Lily. Lily Luna, jeśli chodzi o ścisłość.
    James przypomina ojca Harry'ego. Albus trochę przypomina Dumbledore'a za młodu... Takie jest tylko moje odczucie, czy tak miało być? Whatever, są świetni!
    (Ach, chciałoby się potorturować Lily!)
    Czekamy więc teraz na Scorpiusa i myślę, że się nie zawiedziemy.
    Jeśli chodzi o wątek sami-właśnie-nie-wiemy-czego, nie posunął się on do przodu, ale nic dziwnego - to rozdział poświęcony przedstawieniu głównych bohaterów.
    (Fawley powinien zginąć spadając z wysokiej wieży : )
    Także czekamy na wyjaśnienia, więc też na kolejne rozdziały. Do tej pory - jest zarąbiście!
    (nie zwracajcie uwagi na moje wstawki, to tylko Martin się we mnie odzywa)
    Cóż... CZEKAM NA WIĘCEJ.

    OdpowiedzUsuń
  2. jak każdy kolejny rozdział będzie coraz dłuższy, to będę szczęśliwa xD
    ale bardzo przyjemny rozdział, przedstawiający głównie charakterystykę dzieciaków, no i stosunki jakie pasują w rodzince. ale lubię czytać opis postaci, bo wtedy często porównuję siebie do bohaterów, lubię wiedzieć co mam wspólnego z postaciami i czy w ogóle mam coś wspólnego. z tej trójki chyba najbardziej polubiłam Albusa, ale może jeszcze coś mi się odmieni w późniejszych rozdziałach. no i to jak wyjechałaś z pornolami, to mnie rozwaliło xD
    w sytuacji, jak Al chciał zaprosić przyjaciela i nie wymieniłaś go z imienia, to już byłam pewna, że to syn Draco, bo w końcu nie mogło być inaczej, ale mi to pasuje xD
    mam nadzieję, że w kolejnym rozdziale wyjaśni się więcej w sprawie sama-wiesz-czego i mam wrażenie, że Harry będzie się musiał przygotować na sytuację, gdzie któremuś z dzieciaków będzie groziło niebezpieczeństwo xD
    dziękuję za uwagę, czekam na kolejny xD

    OdpowiedzUsuń
  3. Muszę przyznać, że ten rozdział czytałam z bananem na twarzy. Dialogi między dzieciakami, ich charakterystyki - ja to kupuję i umieszczam w ramki. Bardzo mi się podobają, chociaż - a tym bardziej dlatego - w mojej głowie są nieco inni. Lubię zaskoczenia. Tym bardziej przypadła mi do gustu mgiełka tajemnicy wokół dyrektora Fawleya, którego oczami wciąż się zachwycam. Nie mogę doczekać się debiutu Scorpiusa i jego relacji z Potterami i właśnie z jego powodu będę niecierpliwie wyczekiwać nowych rozdziałów.
    Pozdrawiam,
    ~Mercy

    OdpowiedzUsuń
  4. Lubię to, takie sielanki się cudownie czyta, aż uśmiech nie chce zejść z twarzy. Trzeba przyznać, że Harry dorobił się wspaniałej rodziny, szczególnie intrygujący jest Albus, a jak czytam o Jamesie to przed oczami mam Jamesa Seniora, za dużo huncwockich opowiadań się przeczytało, eh :D
    Podoba mi się relacja Malfoya z Potterem, nie spodziewałam się, że będzie hmm... aż tak dobra? Mam nadzieję, że Weasleyowie także się tu pojawią (:
    Czekam na następny, xx

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten rozdział to takie właśnie sielankowe rozpoczęcie czyli czuje, że będzie się dalej dużo działo. Widać że budujesz bohaterów po swojemu ale to jest fajne. Dalej się przyzwyczajam do dorosłego Harrego, Giny i teraz Malfoya Polubiłam Jamesa taka postać w stylu, który mi pasuje ;D Liczę na to, że Hermiona i Ron też chociaż na chwilę się pojawią w twoim opowiadaniu ;)
    Jeszcze ten wątek z dyrektorem, to jest intrygujące i fajnie jeśli rozwiniesz ten temat.
    Kurde prawdziwa Potterowska rodzinka ;D
    Czekam na kolejny rozdział ;p
    a te pornosy to takie w twoim stylu ;D

    OdpowiedzUsuń
  6. Zacznę od tego, że to pierwsze opowiadanie tego typu jakie czytam. Oprócz paru literówek nie mam żadnych zastrzeżeń. Czyta się jak zwykle szybko i zaciekawiłaś mnie więc z niecierpliwością czekam na dalsze losy bohaterów :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetne! Nie zauważyłam literówek i błędów. Wciąga, chociaż to sam początek :D
    Czekam na nowy rozdział i pozdrawiam
    Czarujący Szczur ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Na początku, strasznie dziękuję za komentarz u mnie - naprawdę cieszę się z pozytywnej opinii, szczególnie ze strony autorki tak genialnego opowiadania :)

    Podoba mi się Twoja wizja młodych Potterów - jest bardzo dopracowana i oryginalna. Wśród tych wszystkich pyskatych i bezczelnych Lily, twoja urocza i nieśmiała Lily Luna jest rzadkością.
    Takiego Jamesa czy Albusa też raczej ciężko spotkać na jakimkolwiek blogu, mimo to ich charakter tak bardzo pasuje do tego, co Rowling pokazała nam w epilogu, że aż jestem pełna podziwu.
    Osobiście nie przepadam za robieniem przyjaciół ze Scorpiusa i Albusa, ale przy Twoim stylu myślę, że mogę się do tego przekonać.
    Podobała mi się rozmowa Dracona i Harry'ego - była taka... niewymuszona.

    Ach, a to wydarzenie w Hogwarcie to jak mniemam - turniej trójmagiczny? ;)

    xoxo
    Aprilias :)

    ps. Jestem jeszcze bardziej ciekawa pana Dyrektora! :D

    OdpowiedzUsuń
  9. Przyjemny, baaardzo przyjemny ten pierwszy rozdział! Cieszę się, że każdy jest tak dokładnie opisany bo kiedy czytałam każdą charakterystykę po kolei to myslałam " Kurczę, to tak jak ja!" , "Kurczę, ja też tak mam!" "Kurczę, też mam tą cechę!". I tak w konsekwencji narodziła się wielka rodzina, wręcz gromada kurcząt ;d Ale to dobrze! Bo można się w jakiś sposób utożsamić z bohaterem i lepiej przeżywać wszystko, co się dzieje.

    Miałam ochotę się roześmiać na ten dialog Harrego i Albusa, bardzo realistyczny i bardzo w Twoim stylu ;d

    Co do Malfoya to mrrr, ja go kupiłam już w filmach z czasem bo jest baardzo intrygujący w ten "negatywny" sposób. U Ciebie też jest itrygujący ale w ten "pozytywny" sposób. Co on taki potulny, jak na moje oko? Pamiętam go jako takiego zarozumiałego i to było genialne ale wydaje mi się, że on prędzej czy później nawet u Ciebie pokaże pazurki, musi!

    Nie wiem, czy moje oczy wytrzymają czytanie kolejnego rozdziału ale wiedz, że chęci są ogromne! Pewnie pozwolę im jeszcze dziś odpocząć i usiadę do kolejnego za .. 21 h ;d
    <3 distractedme

    OdpowiedzUsuń

Layout by Yassmine