2013-08-30

Rozdział 2: Niemiłe złego początki

Obudziło ją coś wilgotnego, spadającego delikatnie na jej twarz. Przez chwilę się nie poruszała, nie mając pojęcia, co ma zrobić. Zaczęła nasłuchiwać znajomych odgłosów, które na co dzień towarzyszyły jej rodzinie o poranku, ale już wiedziała, że nic takiego nie usłyszy. Oprócz źle wróżącej ciszy jej uszy nie zarejestrowały żadnego dźwięku.

Czuła, że leży na czymś twardym. Pomacała ręką dookoła siebie, a jej palce dotknęły zimnej ziemi. Gdy otworzyła oczy, zobaczyła nad sobą zachmurzone niebo, z którego spadały na nią płatki śniegu. Gdy podniosła się do pozycji siedzącej, zobaczyła wszystko, a zarazem nie zobaczyła nic. Ziemia dookoła niej nie była porośnięta trawą. Ujrzała liczne pęknięcia, które świadczyły o tym, że te ziemie nawiedziła susza. Jednak coś jej się nie zgadzało. Skoro pada śnieg, to kiedyś musiał tutaj padać i deszcz, prawda? Deszcz, który by nawodnił otaczającą ją martwą skorupę, obecnie przykrytą niewielką warstwą śniegu. Deszcz, który otuliłby sobą od dawna nienawilżoną ziemię, która...

...Nie ma końca?

Z jej ust wyrwał się zduszony krzyk, kiedy prędko stanęła na nogi. Rozglądnęła się dookoła, a jej ręce mimowolnie powędrowały w stronę głowy, za którą natychmiast złapały. Znajdowała się na jakimś pustkowiu, a ze wszystkich stron widziała tylko bezkresne niebo i ziemię. Pomimo kryzysowej sytuacji, w której nie wiedziała, gdzie się znajduje i jak się z tego miejsca wydostać, zaczęła podziwiać to miejsce. Miejsce, które aktualnie wydawało jej się bardziej niebezpieczne od Zakazanego Lasu pod Hogwartem.

Potrząsnęła głową, w duchu przeklinając się za swoją głupotę i zaczęła uważniej przyglądać się otoczeniu, badając wzrokiem każdy metr ziemi w oddali. W pewnym momencie zmrużyła oczy i intensywniej wpatrzyła się w miejsce, które zwróciło jej uwagę. Ten kawałek, a raczej spory kawał, wyglądał nieco inaczej niż ten, który znajdował się za nią. Nie wiedziała, w jakiej odległości, czy kilkuset metrów czy kilkunastu kilometrów, ale w tamtym miejscu ziemia była jakby załamana...

Nie namyślając się ani chwili pobiegła w tamtą stronę, nie patrząc się za siebie. Biegła i biegła, a tamto miejsce w ogóle się do niej nie zbliżało. Parę razy musiała przystanąć, aby złapać kilka głębszych wdechów i po chwili ponowić bieg ku nieznanemu. Nie wiedziała, ile minęło czasu, kiedy w końcu musiała się gwałtownie zatrzymać, gdy ziemia pod nią nagle się skończyła, a z jej ust wyrwał się cichy jęk. Nie chcąc patrzyć na widok przed sobą, odwróciła się i zaczęła szukać wzrokiem miejsca, z którego zaczęła swój bieg. Przejechała dłonią po twarzy, gdy zdała sobie sprawę, że to nie ma najmniejszego sensu i z powrotem popatrzyła na miejsce, do którego dotarła. Podeszła powoli kilka kroków do przodu i spojrzała w dół, gdzie rozciągała się przed nią bezkresna tym razem woda, której powierzchni nie zakłócała ani jedna, choćby najmniejsza fala.

Przepaść była nieprawdopodobnie głęboka. Przygryzła wargę, uświadomiwszy sobie, w jak bardzo beznadziejnej sytuacji się znalazła. W sytuacji, która nie ma wyjścia. Za nią znajdowała się tylko martwa skorupa ziemi, która nie miała końca, a przed nią ocean, którego końca również nie było widać. Gdy już zaczęła poważnie myśleć nad skoczeniem prosto w ostro zakończone skały, które znajdowały się na dnie przepaści, jej wzrok przykuło uwagę coś, co nie powinno się tam znajdować.

W dole, kilka metrów na prawo od niej, szeroko rozciągnięte na skałach leżało ciało. Martwe ciało.

Ciało, które wydawało jej się dziwne znajome.

Krzyknęła, tym razem głośno, gdy mimo dzielącej jej odległości, rozpoznała kruczoczarne włosy rozsypane wokół twarzy postaci. Łzy napłynęły do jej oczu, gdy dostrzegła krew na różnych częściach, przesiąkniętą przez ubrania mężczyzny, który był jej ojcem.

Zwłoki Harry'ego Pottera leżały na skałach na dnie przepaści, a jego kończyny były nienaturalnie powyginane. Zamknęła oczy, nie chcąc oglądać tego widoku, a gdy ponownie je otworzyła, znajdowała się tuż przy ciele swojego ojca. Usta miał już sine, a krew zdążyła zakrzepnąć i wszystko wskazywało na to, że leży tu już od dłuższego czasu. Ale nie to było najgorsze.

Najgorsze było to, że na jego twarzy malował się uśmiech.

Uśmiech, który musiał być prawdziwą oznaką szczęścia, skoro zachował się na jego twarzy mimo śmiertelnego upadku. Ale to przecież niemożliwe, jak mógł się uśmiechać, skoro ktoś go zepchnął z przepaści? Bo przecież sam by nigdy nie skoczył...

...Prawda?

Bardziej wyczuła, niż usłyszała, że ktoś za nią stoi. Odwróciła się szybko w miejscu, nieświadomie zasłaniając przed obcymi zwłoki ojca. Tylko że dwójka ludzi stojąca przed nią wcale nie była jej obca. Byli to ludzie, których dotychczas widziała tylko na nielicznych zdjęciach, które od czasu do czasu przeglądała z rodzeństwem i rodzicami.

- Babcia Lily...? Dziadek James...?

Patrzyła na twarze Potterów, uspokajając się natychmiast. Babcia Lily i dziadek James nie żyli, więc miejsce, w którym się znalazła, nie mogło być prawdziwe. Nie mogła znaleźć się w zaświatach; jest pewna, że nie zdarzyło jej się umrzeć w ciągu ostatnich kilku dni... Ale dlaczego w takim razie ciało taty wydawało się tak strasznie realne? Ta myśl spowodowała, że niepokój ponownie wkradł się do jej serca i jeszcze bardziej się pogłębił, gdy dostrzegła wyraz twarzy swoich dziadków.

Rude włosy babci, ciemniejsze od jej własnych, lekko unosiły się w powietrzu, pomimo że nie wiał wiatr, a dziadek był jeszcze przystojniejszy, niż na zdjęciach. Tacy piękni, tacy młodzi, tacy... przerażający. Uśmiechali się do niej delikatnie, jakby chcieli ją uspokoić, ale to ich oczy przykuły jej uwagę. Orzechowe oczy Jamesa i zielone oczy Lily, tak jej znane, gdyż codziennie zaglądała w oczy o takim samym kolorze tęczówek... Te oczy płonęły żywym ogniem. Świeciły się nienaturalnie, jakby ich właściciele byli czymś niebotycznie podekscytowani. Odwrócili od niej wzrok i spojrzeli na swojego syna z obsesyjną wręcz miłością. Lily nie mogła powstrzymać napłynięcia ku jej myślom jednego słowa: Oszaleli.

Dziadek James znowu na nią spojrzał, a jego uśmiech się powiększył. Otworzył usta i poruszył nimi, jednak nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Jednak do jej głowy wdarł się obcy dla niej głos, który doskonale współgrał z poruszającymi się ustami dziadka.

Wkrótce.


*

Lily Potter obudziła się z cichym jękiem. Fragmenty snu, z którego się dopiero wybudziła, zaczęły szybko wymykać się z jej podświadomości. Wiedziała, że powinna wstać, podreptać do biurka i wyciągnąć z szuflady swój dziennik snów - tak, jak to robiła zawsze - ale łóżko było takie wygodne, a pościel taka pachnąca... Jutro - pomyślała i przekręciła się na drugi bok, obiecując sobie, że z samego rana opisze sen w swoim dzienniku. Zasnęła szybko, a ostatnie fragmenty jej snu się rozproszyły. Rano nic nie będzie pamiętać.

Piętro niżej, dokładnie pod jej pokojem, Harry Potter leżał na łóżku, wpatrując się w sufit ze zmarszczonymi brwiami. Nie był pewny, co go obudziło. Podniósł rękę i dotknął swojej blizny na czole, która nie dawała mu znać o swoim istnieniu od ponad dwudziestu trzech lat. Przez chwilę miał wrażenie, że blizna jest bardziej wypukła pod jego palcami, niż zawsze. Z cichym westchnieniem opuścił rękę i pokręcił głową. To nie mogła być blizna. Voldemort był przecież martwy, a razem z nim było martwe to połączenie, które ich łączyło przez tę bliznę.

Ale nie mógł odepchnąć od siebie myśli, że coś jest nie tak. Że coś się właśnie zaczęło i potrwa przez jakiś czas. I że to "coś" wcale nie będzie przyjemne.

Zaklął w myślach. Przejechał dłonią po twarzy i pomyślał, że to były spokojne dwadzieścia trzy lata. W końcu musiał nastąpić koniec tego spokoju, tej idylli, która trwała nieprzerwanie od tylu lat. Westchnął tylko z ponurą rezygnacją i przysiągł sobie, że tym razem będzie inaczej. Nie wiedział, co się stanie. Nie wiedział, kto lub co jest tym razem wrogiem i jakie ma plany. Ale wiedział jedno.

Tym razem nie pozwoli, aby ktokolwiek ucierpiał.

*

- Tak!

Spokojne popołudnie w domu Potterów zakłócił krzyk Albusa dochodzący z jego sypialni na piętrze. Po chwili szeroko uśmiechnięty chłopak wbiegł do kuchni, a za nim reszta rodzeństwa. Wszyscy trzymali w dłoniach identyczne koperty.

- Zostałem prefektem! - powiedział głośno Albus do zdezorientowanych rodziców, wymachując odznaką.
- Nie ma się czym cieszyć - odparł James, patrząc ponuro na swoją matkę, która rzuciła się na młodszego syna z gratulacjami.
- Oczywiście, że jest się czym cieszyć. To przecież nagroda za dobre zachowanie i osiągnięcia w nauce. - Harry podszedł do Albusa i poczochrał jego czarne włosy. - Gratulacje, Al. Może doczekasz się odznaki prefekta naczelnego?
- Chciałbym, ale to już nie będzie takie proste - odpowiedział - ale będę się starał jeszcze bardziej, niż dotychczas!
- Dalej twierdzę, że nie ma czym się cieszyć.
- Jesteś po prostu zazdrosny! - powiedział Albus, uśmiechając się złośliwie.
- Ja? Zazdrosny? Niby o co? - zapytał James, unosząc ironicznie jedną brew.
- O to, że nikt cię nie docenił. - Albus patrzył na brata, nie mrugając ani razu. Odpowiedział mu tylko głośny wybuch śmiechu.
- Daj spokój! - zawołał wesoło James. - Dobrze wiem, że jestem świetnym młodym czarodziejem, nikt mnie nie musi w tej sprawie przekonywać - powiedział, a na jego ustach zakwitł uśmieszek satysfakcji, gdy zobaczył, że mina jego młodszego brata zrzedła. - Poza tym, odznaka prefekta ogranicza wolność, która jest potrzebna takiemu młodemu huncwotowi jak ja. Prawda, tato? - zwrócił się do ojca, jednak Harry go nie słuchał. Pochylał się nad Lily i szeptał jej coś do ucha, uśmiechając się szeroko. Lily wyglądała na coraz bardziej przerażoną z każdym słowem, które wypowiadał jej ojciec.
- TATO! - krzyknęła w pewnym momencie, na co Harry zaśmiał się głośno.
- Co ci znowu powiedział? - zapytała Ginny, wzdychając głośno. Wszyscy byli już przyzwyczajeni do uszczypliwości Harry'ego względem swoich dzieci. Żartował z nich, śmiał się z nich i dokuczał im, ale robił to z czystej rodzicielskiej miłości. Co było do przewidzenia, dzieciakom nie zawsze to odpowiadało.
- Nie powiem tego głośno, nie przy nich! - wskazała palcem na braci, którzy tylko prychnęli głośno.
- Proszę cię, nas już nic nie zdziwi - powiedział Albus, obserwując Lily, która podeszła do matki i zaczęła jej coś mówić na ucho.
- Harry! To była przesada! - zawołała po chwili, wytrzeszczając oczy na swojego męża. - Zero seksu przez tydzień - dodała, patrząc na Harry'ego oskarżycielsko. Odpowiedział jej głośny protest ze strony swoich dzieci.
- Mamo!
- Fuuu...!
- Ja wiem, że w naszej rodzinie możemy mówić o wszystkim otwarcie - zaczął James zbulwersowanym tonem, gestykulując mocno rękami - ale niektórych rzeczy nie musimy wiedzieć, naprawdę!
- Wolę do końca życia myśleć, że spaliście ze sobą tylko trzy razy, abyśmy powstali my - dopowiedział Albus, a Lily gorliwie pokiwała głową.
- Niedoczekanie wasze. Mam nadzieję, że jesteście gotowi? Za chwilę powinni się zjawić Malfoyowie.
- A jak właściwie przybędą? Kominkiem? - spytał Harry, uparcie walcząc z krawatem Albusa.
- Astoria napisała mi w liście, że aportują się niedaleko stąd i dojdą do domu pieszo - odpowiedziała Ginny i jakby na potwierdzenie jej słów rozległ się po całym domu dźwięk dzwonka do drzwi.

Ginny rzuciła się na leżące na stole koperty, które natychmiast schowała do pierwszej lepszej szuflady. Rzuciła zniecierpliwione spojrzenie Harry'emu i wygoniła dzieci do nakrywania do stołu. Harry westchnął. Sam musi się uporać z przywitaniem gości.

*

Szła pewnym siebie krokiem w kierunku gabinetu Ministra Magii. Obcasy jej butów stukały równomiernie o posadzkę, kiedy mijała spoglądających na nią ukradkiem pracowników. Uśmiechała się do wszystkich i pozdrawiała co niektórych, nie zatrzymując się ani na chwilę na krótką pogawędkę. Ścisnęła mocniej dokumenty, które powoli zaczynały wysuwać się z jej rąk. Te papiery natychmiast miały znaleźć się na biurku Kingsleya.

Bez zbędnego pukania weszła do gabinetu swojego przełożonego. Wiedziała, że Kingsley ma teraz spotkanie z szefami wszystkich departamentów i gabinet jest pusty. Uśmiechnęła się do siebie szeroko, kiedy pomyślała, że jako jedna z nielicznych osób ma dostęp do gabinetu samego Ministra Magii. Shacklebolt musiał mieć do niej ogromne zaufanie, nie tylko jako do asystentki, ale również jako do człowieka. Westchnęła cicho, myśląc nieskromnie, że zasłużyła sobie na to zaufanie po tylu latach ciężkiej pracy.

W końcu tylko ona zdążyła go poznać na wylot. Wiedziała, jaką kawę pije rano i po południu. Wiedziała, że jego ulubionym kolorem jest granat i to właśnie w takim kolorze są najczęściej jego szaty. Wiedziała, że jak mówi do niej "kup kwiaty", to ma na myśli bukiet z chabrów i lilii, który potem może zanieść na grób swojej żony. Żadnych innych kwiatów nie tolerował i dobrze znała tego powód. Znała jego przeszłość i teraźniejszość, znała nieliczne nazwiska jego wrogów i bardziej liczne nazwiska przyjaciół. Pomagała mu w pracy i w życiu osobistym. Była asystentką idealną.

Codziennie modliła się o to, aby nic tego nie zepsuło.

Już miała odwrócić się na pięcie i wyjść z gabinetu, kiedy jakaś myśl niespodziewanie zakiełkowała w jej głowie i szybko rozrosła się, omal nie rozsadzając jej głowy. Już nie myślała o tym, że Kingsley jej ufa. Zapragnęła zaglądnąć do tej jednej, tajnej szuflady w biurku swojego szefa, do której wiedziała, że dostępu nie ma na pewno...

Szybko przemyślała swoją sytuację. Była jedną z pięciu osób, których omijały zaklęcia zabezpieczające. Drugą tą osobą był sam Kingsley, który siedział na spotkaniu razem z dwoma innymi osobami, które mogły tu wejść w każdej chwili. Spotkanie miało potrwać jeszcze jakąś godzinę, więc była całkowicie bezpieczna, zważywszy na to, że piąta osoba, która mogła tu wejść bez problemu nigdy tego nie robiła bez zapowiedzi.

Tak. Była całkowicie bezpieczna. Nie zastanawiając się dłużej usiadła przy biurku i otworzyła szufladę. Nie potrzebowała klucza, hasła czy zaklęcia. Po co Kingsley miałby sobie tym zawracać głowę? Przecież im ufał!

Nie zwracając uwagi na dziwne uczucie niepokoju, które wkradło się do jej serca, zaczęła wyciągać z szuflady teczki i kilka pojedynczych kartek. Oczy jej zabłyszczały na ten widok. Zaraz pozna sekrety Ministra Magii! Sekrety, do których nikt nie ma dostępu, oczywiście, nie bez powodu. Sekrety, których Shacklebolt strzeże tak uparcie! Sekrety, których jej nie wyjawił, mimo że jej ufał... Dlaczego tego nie zrobił? Czyżby nie była asystentką idealną?

Później, kiedy położy się do łóżka w swoim małym, ale przytulnym mieszkanku, znowu się pomodli, aby nic nie zepsuło jej życia.


Oto następny rozdział! Rozdział, który miał wyglądać nieco inaczej. Mieli się pojawić Malfoyowie, ale jakoś tak... nie mogłam tego napisać, no nie mogłam! Zabrakło mi weny na nich, co jest nieco dziwne, bo fragment o babeczce w Ministerstwie napisałam bez problemu. Także sprawę Malfoyów muszę jeszcze nieco przemyśleć, ale obiecuję, że NA PEWNO się pojawią w następnym rozdziale, MUSZĄ się pojawić!
Ten rozdział jest, jaki jest. Momentami mi się podoba, momentami mi się bardzo podoba, a momentami w ogóle. Starałam się jak mogłam i mam głęboką nadzieję, że mnie za niego za bardzo nie zlinczujecie!
Jeszcze raz dziękuję za wszystkie komentarze i zapraszam do komentowania, bo te komentarze dają porządnego kopa. Dzięki nim wiem, że komuś podoba się to, co piszę i dzięki nim mam ochotę pisać dalej! Dziękuję, dziękuję, dziękuję!
I zapraszam na następny rozdział!

8 komentarzy:

  1. Najbardziej podobał mi się fragment o śnie Lily. Taki trochę mroczny. Liczę na więcej takich akcji. Pora już późna więc pozostaje tylko życzyć wielu pomysłów na następne rozdziały :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciekawa jestem, co ten sen oznacza - jakby, jeśli dobrze rozumiem, Lily i James chcieli zabrać syna do siebie?
    Fragment o tym, jak Harry się obudził był taki... no Harry był taki prawdziwy, jak w książce, jakby to pisała Rowling.
    I strasznie jestem ciekawa, kto jest asystentką Kingsleya. Przez cały czas jak czytałam, miałam wrażenie, że to Hermiona.
    I czy tylko mi się wydaje, że ten sen i nocna pobudka Harry'ego mają jakiś związek z dyrektorem Hogwartu?
    Rozdział jest jeszcze lepszy od poprzednich, straaasznie mi się podobało :)
    Pozdrawiam,
    Aprilias ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. uwielbiam, jak w opowiadaniu pojawia się jakiś sen! no kocham czytać te fragmenty. i na początku myślałam, że opisujesz sen Ginny, bo Lily kompletnie nie brałam pod uwagę, ok xD
    szkoooda, że w tym rozdziale jeszcze nie pojawili się Malfoyowie, bo już chciałam poznać Scorpiusa xD
    no i ostatniej sytuacji to jestem ciekawa, a zwłaszcza tego kto jest jego asystentką, bo jak na razie, to nikt mi do głowy nie przychodzi. no i co znalazła? jakieś mroczne tajemnice Ministerstwa czy co? xD
    no i zapomniałam o najważniejszym, a mianowicie Al prefektem <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo przyjemnie czytało mi się rozdział, zwłaszcza ze względu na tajemnice związane ze snem i tym, co Kingsley ukrywa w biurku. Podobała mi się również scena z Jamesem i Lily. Dosyć mroczna i zastanawiająca i aż ciarki mnie przeszły.
    Nie mogę się doczekać Malfoyów :)
    Pozdrawiam i życzę weny,
    ~Mercy

    OdpowiedzUsuń
  5. Mocn o zaczęłaś ten rozdział, masakra przez chwile myślałam że zabiłaś Harrego xD Pomysł na sen bardzo fajny i taki niepokojący chyba zacznę się bać ;D Troche szkoda, że nie miałaś weny na Malfoyów ale ta scena z asystentką była świetna, tylko kurde kto nią jest?? Myślałam na początku, że to może Hermiona ale potem stwierdziłam, że to nie może być ona i jakie tajemnice ma Kingsley? Musisz w końcu coś zdradzić bo tylko mi mnożysz te tajemnicze sytuacje i nie mogę wytrzymać, aż się dowiem!

    OdpowiedzUsuń
  6. Przybyłam trochę z poślizgiem, ale jestem!
    Pierwszy fragment mnie nieco... przeraził? Z Lily i Jamesem, z nieżyjącym Harry`m- tak tajemniczo i intrygująco, zdecydowanie mi się podoba. Poza tym muszę przyznać, że podobają mi się relacje w domu Potterów, może dlatego, że podobne są u mnie, haha :D Ostatni fragment zastanawiający, jakoś nie mam pomysłu kim mogła być ta tajemnicza asystentka, nikt oprócz Hermiony nie przychodzi mi do głowy. No ale na pewno się to wyjaśni, więc czekam z niecierpliwością (:

    OdpowiedzUsuń
  7. Sen bardzo mi się podobał! Oczywiście mam nadzieję, że był to sen proroczy, który się spełni! Nie zrozumcie mnie źle, lubię Harry'ego... Ale ujrzenie, jak Chłopiec-Który-Przeżył nie przeżywa brzmi bardzo interesująco!
    Co do tego, że był to sen Lily jakoś nie miałem wątpliwości od początku. Po pierwszych kilku zdaniach wiedziałem, że to jej sen, nie jestem pewien czemu. Tak czy inaczej, fajny!
    Relacje w domu Potterów to raczej kontynuacja tego, co było w poprzednim rozdziale i widać, że miał stanowić wstęp do Malfoyów, na których zabrakło ci weny. Szkoda, ale nic z tym się nie da zrobić, można tylko czekać na kolejny rozdział.
    Jeśli chodzi o asystentkę, nie mam pomysłu kto to jest, ale wbrew powyższym teoriom - nie sądzę, aby to była Hermiona. Niby może być, ale... Nie, nie pasuje mi to. Nie zdziwi mnie, jak to postać wymyślona przez ciebie.
    Cóż... czekam na więcej!

    OdpowiedzUsuń
  8. przez moment miałam wrażenie, że czytam opowiadanie kompletie niezwiązane z Potterem tylko coś podobnego do wstępu "Jak przetrwać na pustyni" ;d Tak wiem, dziwne skojarzenie. Ale w baardzo pozytywnym sensie bo to znaczy, że sny, które tworzysz są bardzo realne i to jest na plus moim zdaniem bo trzyma w napięciu. I myślałam, że uśmierciłaś Harrego, jak się przestraszyłam nie na żarty, wtedy byłby tutaj klimat podobny do tego w Grze o Tron ;d

    Faktycznie jest powód do tego, żeby nakopać Ci d tyłka - liczyłam na Malfoyów w tym rozdziale! Ale pewnie doczekam ich w kolejnym.
    I ta asystenka ... Zastanawia mnie też kto to jest - wrr! I czy ktoś ją przyłapie.

    Czekam na Twoją historię :*
    <3 distractedme

    OdpowiedzUsuń

Layout by Yassmine