2013-08-12

Prolog

Pamiętał, że kiedy po raz pierwszy znalazł się w owalnym gabinecie dyrektora Hogwartu był nim niemożliwie wręcz zafascynowany. Wtedy gabinet należał do Dumbledore'a - po całym pomieszczeniu rozstawione były stoliki, na których leżały dziwaczne instrumenty, które cicho terkotały i wydmuchiwały z siebie obłoczki dymu, a na złotej żerdzi stojącej obok drzwi siedział Fawkes. Głęboko wciągnął powietrze, gdy zdał sobie sprawę z tego, że po raz pierwszy w tym gabinecie znalazł się niespełna dwadzieścia dziewięć lat temu. Prawie dwadzieścia dziewięć lat minęło, a on pamiętał to, jakby się działo wczoraj.

Rozglądnął się po raz kolejny po pomieszczeniu i westchnął cicho. Oprócz wiszącego na ścianie portretu Dumbledore'a nic nie wskazywało na to, że kiedyś spędzał tu każdy dzień jako dyrektor szkoły. Nie było ani instrumentów, ani Fawkesa i tylko myślodsiewnia stała na swoim dawnym miejscu. Pewnie każdy z nich potrzebuje od czasu do czasu pozbyć się dręczących ich wspomnień, pomyślał, przywołując w myślach twarze wszystkich znanych mu dyrektorów Hogwartu.

Tylko jakie myśli dręczą Ambrose'a Fawleya?

Stłumił w sobie chęć natychmiastowego podbiegnięcia do myślodsiewni i naruszenia prywatności obecnego dyrektora Hogwartu. To z nudów. Gdyby raczył mnie przyjąć od razu, to już dawno by się skończyło to, pożal się Boże, spotkanie. A tak to siedzę tu od pół godziny jak jakiś bałwan. Zerknął na wiszący na przeciwko niego portret Minervy McGonagall, której żywy odpowiednik aktualnie wypoczywa na zasłużonej emeryturze w swoim domu w Walii. A może nie tylko z nudów? Uśmiechnął się, patrząc na portret. To właśnie przez nią i dzięki niej siedział tutaj, zamiast w swoim małym, ale przytulnym gabinecie w Ministerstwie Magii, gdzie powinien w tym momencie siedzieć i pisać raport dla Kingsleya.

Przypomniał sobie dzień, kiedy McGonagall bez zapowiedzenia odwiedziła go w jego własnym domu na przedmieściach Londynu. Nie żeby miał coś przeciwko wizytom Minervy, broń Boże! Znalazł dla niej w swoim sercu szczególne miejsce - miejsce, które normalnie zajmowałyby jego babcie, gdyby kiedykolwiek je poznał. Jednak mimo że kobieta niemalże należała do jego rodziny, zmieszał się, gdy ujrzał ją w drzwiach swego domu. Ale ona nie zwróciła uwagi na to, że był ubrany tylko w bokserki i podkoszulek z wielką plamą po herbacie na brzuchu. Nie powiedziała ani słowa powitania, tylko od razu przeszła do rzeczy.

Jej nowina spowodowała, że natychmiast zapomniał o swoim stroju.

Wpuścił ją do domu, a słowo "emerytura" nie mogło opuścić jego myśli. Wiedział, że Hogwart w końcu będzie musiał znaleźć nowego dyrektora - Minerva była już sędziwą kobietą, a do tego podupadała na zdrowiu. Jej odejście na emeryturę było nieuniknione, a tego, że mogła opuścić stanowisko w wyniku śmierci, w ogóle nie chciał dopuścić do swoich myśli. Tak, w końcu musiała odejść z Hogwartu. Ale, na Merlina, dlaczego tak szybko?! Kobieta odpowiedziała mu na to pytanie - tak zadecydowało Ministerstwo. McGonagall w ogóle nie była zadowolona z tej decyzji i była wręcz zła, że ktoś ją zmusił do opuszczenia swojej ukochanej szkoły. Niestety nic nie mogła na to poradzić. Jedynym, co mogła zrobić było pozwolenie, aby Hogwartem zaczęła kierować osoba, o której nikt nigdy nic konkretnego nie słyszał. Tą osobą był Ambrose Fawley.

Nie zdziwił się, kiedy go poprosiła, a właściwie kazała mu mieć oczy i uszy szeroko otwarte. Miał jej donosić o wszystkim, co odbiegało od normy, o czym usłyszał w Ministerstwie i co powiedziały mu dzieciaki jego szwagrów i znajomych. Obiecał jej przekazywać wszystko, o czym się dowie. Było to późną zimą 2008 roku.

Przez następne kilka lat niewiele mógł zrobić. Owszem, przekazywał informacje Minervie, kiedy tylko o czymś usłyszał, ale nie były to jakieś szczególnie niepokojące wieści. Dopiero kiedy James poszedł do Hogwartu, wkręcił się do Rady Nadzorczej, co znacznie ułatwiało mu dostęp do dyrektora Fawleya. A wykorzystując swoje imię i nazwisko, pokręcił się trochę koło niego, przypodobał mu się i gdy Lily zaczynała swój pierwszy rok, "awansował" na wyższe stanowisko. Tym sposobem Harry Potter stał się zastępcą Przewodniczącego Rady Nadzorczej Hogwartu.

Zaśmiał się w duchu, gdy pomyślał, że kiedyś nawet przez myśl mu nie przeszło wykorzystywanie swojego nazwiska do osiągnięcia celów. Ale co mógł na to poradzić? Był tylko człowiekiem. A skoro inni ludzie byli w stanie dać mu na tacy wszystko, czego zapragnął tylko po zobaczeniu tej przeklętej blizny... Dlaczego by się tym trochę nie posłużyć? Dlaczego by nie wykorzystać ich głupoty? Oczywiście robił to tylko wtedy, gdy inne metody nie działały. Czyli - jak zwykle w jego przypadku - bardzo rzadko.

- Ach, pan Potter! Miło pana widzieć! Przepraszam za spóźnienie, byłem zajęty prawie że ostatnimi przygotowaniami do sami wiemy czego... To już tuż-tuż!

Nareszcie. Harry wstał ze swojego miejsca i potrząsnął podaną mu dłonią. Fawley usiadł przy swoim biurku i wyciągnął z szuflady jakieś papiery, po czym zaczął je przeglądać, co chwilę zatrzymując się przy jakichś stronach i uważniej się w nie wczytując. Harry dał mu chwilę na zebranie myśli, przyglądając mu się uważnie.

Nie było widać po nim żadnych zmian od ostatniego spotkania, poza jedną rzeczą - na jego twarzy widać było widoczne oznaki ekscytacji. Ale kto nie ekscytował się tym wydarzeniem? O sobie tego nie mógł powiedzieć, myślał o tym dniami i nocami, nawet częściej niż ostatnim razem...

Oprócz tej wyraźnej ekscytacji Harry nie dostrzegł u niego żadnej zmiany. Ciągle był dosyć niski i szczupły; niemal topił się w potężnym krześle. Bardzo krótkie włosy w całości były pokryte siwizną, tak samo jak krótki zarost. Harry nie był jedynym, który skłaniał się ku stwierdzeniu, że Ambrose Fawley nie wygląda na dyrektora jednej z najsławniejszych szkół magii i czarodziejstwa na świecie. Ba, w ogóle nie wyglądał jak czarodziej. Wielu ludziom przypominał mugola. Nie było od niego czuć tej magii, którą nawet ludzie niemagiczni czuli przy Dumbledorze, nie wzbudzał respektu jak McGonagall i strachu jak Snape. Wyglądał jak zwykły przeciętny człowiek.

Jednak Fawley miał dwa znaki szczególne. Jednym z nich była, tak jak w przypadku Harry'ego, blizna. Blizna, która miała swój początek przy lewej skroni i która biegła koło oka, zahaczała o kość policzkową i spadała w dół z dala od tętnicy szyjnej, a potem ginęła pod szatą czarodzieja. Nie wiedział, dokąd sięga. Nigdy nie poznał jej historii, ale miał wrażenie, że blizna Ambrose'a Fawleya nie była blizną, która z daleka miała wzbudzać respekt, tak jak to było w jego przypadku.

Drugim znakiem szczególnym była jego wrodzona heterochomia - tęczówka prawego oka była w kolorze bardzo jasnej zieleni, a lewego w kolorze błękitu. Dodatkowo wiecznie zwężone źrenice przypominały Harry'emu spojrzenie czającego się na swoją ofiarę kota. Wyjątkowo wyalienowanego kota.


Dużo starszy od Snape'a. Niewiele młodszy od McGonagall. Zdecydowanie młodszy od Dumbledore'a.


Potter ukradkiem spojrzał na zegarek i zaklął w myślach. Od jego wyjścia z Ministerstwa minęła już godzina. Jego usta wykrzywił grymas, gdy pomyślał, ile mógł zrobić pożytecznych rzeczy w ciągu tej godziny. Spojrzał ponownie na dyrektora, a gdy ten dalej nie zwracał na niego uwagi, odchrząknął cicho.

Fawley popatrzył na niego zamglonym wzrokiem, jakby wyrwany z jakiegoś transu. Niewinnie zamrugał oczami i uśmiechnął się do niego szeroko.

- Wybacz, Harry, zamyśliłem się. Jestem tym tak podekscytowany, pierwszy raz zdarza w mojej karierze zdarzy się coś takiego i muszę dopilnować, żeby wszystko było dopięte na ostatni guzik!
- Rozumiem, dyrektorze - odparł Harry, posyłając starszemu mężczyźnie życzliwy uśmiech. - Mam nadzieję, że tym razem nie będzie żadnych... ekscesów, co ostatnio.
- Tak... - powiedział Fawley, marszcząc lekko czoło. - Dlatego jestem tak zabiegany, chyba nikt z nas nie chce, aby było tak, jak.... ostatnio.

Harry pokiwał głową, myśląc, że osobiście zabije tego, kto sprawi jakieś przykre niespodzianki.

- Oczywiście pańskie biuro na pewno zadba o bezpieczeństwo, prawda?
- Tak, ja i moi aurorzy dopilnujemy wszystkiego. Jest jeszcze jedna sprawa, która mnie właściwie dzisiaj do pana sprowadziła, dyrektorze... - powiedział niepewnie, nie wiedząc, jak zacząć.
- Tak? Czy to ma jakiś związek z panem Malfoyem? - zapytał go Ambrose, unosząc do góry jedną brew. Skąd mu to przyszło do głowy?
- Można tak powiedzieć... - odpowiedział powoli, przypatrując mu się uważnie. - Malfoy nie mógł tu dzisiaj przyjść, jestem pewien, że wytłumaczyłby to panu lepiej, niż ja, ale... Rozmawialiśmy o tym razem z resztą Rady Nadzorczej i zgodnie stwierdziliśmy, że nie możemy zabrać tej przyjemności dzieciakom. - Na twarzy dyrektora pojawił się uśmiech pełen zrozumienia. - Wielu członków Rady, w tym ja, będzie miało dziecko w ostatniej klasie, a dla większości z nich może to być ostatnia okazja do tego typu rozrywek... Mojemu Jamesowi ogromnie na tym zależy - dokończył niezdarnie i poczuł, jak na jego policzki wkradają się rumieńce. Przeklinał się w myślach, że nie obmyślił swojej żałosnej przemowy wcześniej.
- Rozumiem - powiedział Fawley, uśmiechając się lekko. - Rozważę prośbę Rady. Coś mi się jednak zdaje, Harry, że twój pierworodny będzie miał dużo do roboty w tym roku - dodał, mrugając do niego. - A teraz muszę cię przeprosić, mam spotkanie z kandydatką na posadę nauczyciela mugoloznawstwa, profesor Patel niestety musi skorzystać z rocznego urlopu...

Harry pożegnał się grzecznie i wyszedł z gabinetu. Gdy wychodził z zamku i skierował się w stronę Hogsmeade, gdzie mógłby się teleportować do domu, w jego głowie tłukło się jedno zdanie wypowiedziane przez Fawleya.

"Coś mi się jednak zdaje, Harry, że twój pierworodny będzie miał dużo do roboty w tym roku."

O Merlinie.


I oto nadchodzę JA. Ja, która przed pisaniem potterowskiego ficka broniła się rękami i nogami. Ja, która twierdziła, że się do tego nie nadaje, bo jest "lepsza" w swojej własnej twórczości. Ja, która wolała potterowskie ficki czytać. A potem pojawił się POMYSŁ. A jak pojawia się pomysł, to już ciężko czegoś nie napisać, prawda?
I oto moje opowiadanie. Opowiadanie, które mam nadzieję, że dotrwa do końca. Z tym może być ciężko, bo nie pamiętam, żeby jakiekolwiek moje opowiadanie dobrnęło do końca. Dlatego proszę o komentarze, WSZYSTKICH, którzy to zechcą przeczytać. Komentarze zawierające konstruktywną krytykę. Co się podoba, a co nie. Co mogę zostawić, a co mogłabym zmienić.
Szablon - jest, jaki jest. Na pewno będę go zmieniać, bo jakoś dziwnie mi z szablonem na bloga z opowiadaniem, które nie ma zdjęć ludzi. Ale na razie jest ten.
Aby było jasne - OPOWIADANIE O NOWYM POKOLENIU. Przede wszystkim o JAMESIE, ALBUSIE I LILY, ale ogólnie rzecz biorąc o Potterach, bo Harry i Ginny też się będą pojawiać. Wątki poboczne w postaci Weasleyów i Malfoyów również, ale w mniejszym stopniu.
CZYTAĆ I KOMENTOWAĆ!



8 komentarzy:

  1. no więc, jest fajnie! xD
    a tak na serio, to chcę już kolejny rozdział, bo teraz się zastanawiam o co chodzi z tym wydarzeniem, co to za wydarzenie i dlaczego James będzie tak zapracowany. jak wiesz, wcześniej nie czytałam opowiadań związanych z HP i to jest takie dziwne, jak się czyta, że Potter jest już taki stary i w ogóle inni nauczyciele, dyrektorzy, omg
    i albo mi się wydaje, albo faktycznie dodajesz więcej opisów, a ja lubię opisy, bo wszystko łatwiej sobie wyobrazić xD
    nie dość, że w poprzednim opowiadaniu mi uśmiercili McGonagall, to ty ją wysyłasz na emeryturę, no ludzie, ona powinna na zawsze pozostać w Hogwarcie, nooo xD a ten Fawley mi się nie podoba i kompletnie mi nie pasuje na dyrektora przynajmniej w tej chwili, bo nie wzbudza u mnie jakiegoś szczególnego szacunku, chociaż ta jego heterochomia mi się podoba!
    dobra, skończyłam, a teraz możesz dodać kolejny rozdział, dziękuję za uwagę xD

    OdpowiedzUsuń
  2. Melduję się po przeczytaniu! Nigdy nie czytałam nic o nowym pokoleniu, zawsze zbyt bardzo interesowałam się czasami Huncwockimi i I wojną, więc teraz miła odmiana. Prolog ciekawy, dobrze napisany, bardzo fajnie mi się go czytało. Postać Fawleya mnie zaintrygowała, z opisu strach się bać, wydaje się być zdeka roztargniony jak na dyrektora, ale myślę, że może jego osoba ma jakieś drugie oblicze. COŚ ma się dziać w Hogwarcie, mam pewien typ co do tego wydarzenia, ale zachowam go dla siebie, zobaczymy czy miałam rację. "ostatnia okazja do tego typu rozrywek... " - zdecydowanie zainteresował mnie ten fragment i to, że "pierworodny będzie miał dużo do roboty w tym roku", chyba nie chodzi o owutemy, prawda? Cóż, czekam na następny rozdział z niecierpliwością, informuj mnie na tt jeśli możesz, bardzo chętnie będę czytać <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Informujemy, że oczywiście zostałaś przyjęta do Stowarzyszenia "Młode Pokolenie" :)
    Zapraszam do jak najczęstszego zaglądania i udzielania się :)
    Pozdrawiam,
    Aprilias

    OdpowiedzUsuń
  4. O masakra to mój pierwszy potterowski fick więc nie mam porównania ale kurcze fajnie jest. Ty zawsze tak dobrze piszesz no i jest TAJEMNICA a to najważniejsze.Czyta się naprawde dobrze i przyjemnie, i za szybko ;p Taka jestem ciekawa co się będzie działo chociaż tak dziwnie że Harry jest już taki dorosły ;D Zaintrygowałaś mnie ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ok, wiem, że zwykle byłem przeciw potterowskim fickom (z jednym, niedokończonym, osiemdziesięcio-dwu rozdziałowym wyjątkiem...). Ale ten fick opisuje Nowe Pokolenie, więc aż tak mnie to nie razi, w końcu Rowling nigdy nam zbyt wiele o tych dzieciakach nie powiedziała xD
    Twój styl jak zwykle świetny, czyta się gładko, przyjemnie i strasznie szybko, da da da, ta część co zwykle ^^
    Jeśli chodzi o nowego dyrektora - polubiłem go. Czyż to nie wspaniały człowiek? Mieć wielką bliznę, fajną heterochromię, zachowywać się jak podekscytowany dziwak, a wciąż wyglądać i sprawiać pozory zupełnie normalnego, a nawet niemagicznego człowieka? Dla mnie brzmi świetnie, wierzę, że świetnie się w tym opowiadaniu sprawdzi!
    O Potterze nie mam wiele do powiedzenia, jest Aurorem, wciąż zachowuję się dość potterowato (zapewne ze wszystkimi tego plusami i minusami), ba, nawet wciąż żre się z Malfoyem. Jeśli nie będzie występował jakoś strasznie często, to jego obecność jest bardzo przyjemna. :D McGonagall na emeryturze nie jest czymś specjalnie zaskakującym, ale miło wiedzieć, że nawet jak opuściła stołek dyrektora, wciąż zajmuje się tym, co się dzieje w szkole. W czym w sumie nie ma nic dziwnego, Minerva zawsze była przedstawiana jako osoba, dla której szkoła i jej uczniowie to całe życie.
    No i mamy tajemnicę... "to" wydarzenie zapowiada się bardzo ciekawie! Mamy pełną rozmowę Fawleya (którego nazwisko cały czas kojarzy mi się z Fawkes'em i uświadomiło mi to, że imię rzeczonego feniksa może być całkiem ciekawym dowcipem...) a nie mamy w sumie pojęcia o czym gadali. Dla mnie miodzo! Teraz czekam tylko na wyjaśnienia w kolejnych rozdziałach!
    Btw. Ładny wystrój bloga :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Zazwyczaj nie komentuję, jednak uznałam, że pora zrobić wyjątek.
    Zaintrygowałaś mnie. Jestem ciekawa, jak potoczysz historię. Czyżby szykował się nowy Turniej Trójmagiczny? Jak przedstawisz bohaterów? Co mnie zaskoczy? Jest tyle pytań, na które chciałabym znać odpowiedź.
    Cieszę się, że McGonagall nie jest już dyrektorką (mimo tego, że ją bardzo lubię), jednak wykazuje się troską o swój Hogwart. Poza tym postać dyrektora jest dosyć ciekawa + te jego oczy.
    Wyczekuję niecierpliwie,
    ~Mercy

    OdpowiedzUsuń
  7. Jestem całkowicie zauroczona!
    Masz świetny styl, niewiele osób potrafi pisać tak, że czytelnik nawet kiedy połyka duże partie tekstu - To to potrafisz. W dodatku prolog jest tak intrygujący, że już nie mogę się doczekać następnej notki.
    Postać Harry'ego jest skonstruowana tak, że sama Rowling pewnie by Cię pochwaliła. Fawley mnie zaintrygował, mam wrażenie, że bardzo polubię tą postać - plus za to, ze tak bardzo różni się od poprzednich dyrektorów.

    Pozdrawiam i z niecierpliwością czekam na Rozdział 1.
    Aprilias :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Chyba jako jedna z nielicznych osób masz ten dar w pisaniu, że ożywiasz przedmioty takimi czasownikami, których w życiu nikt by się nie spodziewał, że będą użyte. Albo czytam coraz mniej książek co też może być powodem. Ale nie, to na pewno Twoja zasługa a nie moje opuszczenie się, którego może jednak nie ma tylko sama je sobie wmawiam? Ale dość tych filozoficznych rozkmin, bo zaraz się poplątamy, trzeba się skupić na tekście. Jak zwykle wszystko mi pasuje, to jak opisujesz postacie, jak piszesz o emocjach … Zastanawia mnie to zadanie: "Coś mi się jednak zdaje, Harry, że twój pierworodny będzie miał dużo do roboty w tym roku." Ale jeszcze bardziej zastanawia mnie ta blizna, w jakich okolicznościach ona się pojawiła? Jestem strasznie wścibska jeśli chodzi o takie szczególiki. Aa! Sama nie wiem co mam poza tym napisać bo tak mnie wciągnął, że nawet nie zauważyłam ,że to już koniec! A to chyba mówi samo za siebie. Chyba zabiorę się za kolejny rozdział :)
    ~distractedme
    Aś :*

    OdpowiedzUsuń

Layout by Yassmine