2013-11-03

Rozdział 4: Skrywane twarze

A widziałeś ten wybuch?! Był taki realistyczny...!
- Świetny był, jak zwykle zresztą! Przecież w każdej części był jakiś wybuch, więc i w tej go nie mogło zabraknąć! Tak samo jak Yippie-kai-yay, motherfucker!
- Albo jak jechał tym autem przez całe miasto i w dupie miał wszystko i wszystkich...
- Nooo! Zostawiał za sobą trupa za trupem!
- Ale serio, w pewnym momencie miałem wrażenie, że ten facet zaraz dostanie zawału...
- No co ty, starego Bruce'a nic nie rozwali!

Siedzieli w centrum handlowym przy jednym ze stolików w części restauracyjnej, a przed nimi leżała stera papierków i kubełków po najsmaczniejszej i najmniej zdrowej żywności na świecie. James słuchał jednym uchem paplaniny swojego młodszego brata i jego najlepszego przyjaciela, szukając wzrokiem Lily, która po szybkim posiłku zniknęła w najbliższym sklepie odzieżowym. Doprawdy, po całym dniu spędzonym na spacerze po całym mieście ta mała miała jeszcze siły na zakupy! On sam z trudem powstrzymywał się od zamknięcia oczu i zaśnięcia na siedząco. Wiedział, jaki mógłby być skutek jego drzemki w miejscu publicznym. Obrzucił Albusa i Scorpiusa nieprzychylnym spojrzeniem, myśląc, że są tak pochłonięci rozmową, że na pewno by nie zauważyli, gdyby ktoś go okradł.

Ignorując szepty i chichoty siedzących przy stoliku obok mugolek, przerzucił lewe ramię przez oparcie sofy, na której siedział i wziął ciągle zimny napój do drugiej ręki. Gdyby nie za niski jak dla niego stolik, podniósłby prawą stopę i oparłby kostkę na lewym kolanie. Ta pozycja działała na niego lepiej niż kawa, której w ogóle nie pił, a wiedział, że za wszelką cenę nie może sobie pozwolić na drzemkę. Zresztą, spojrzenia tamtych mugolek i tak by go szybko obudziły.

Próbował skupić się na rozmowie towarzyszących mu chłopców, ale szybko się znudził. Po dwóch tygodniach spędzonych prawie że cały czas z tą dwójką miał serdecznie dość słuchania na temat mugolskich wynalazków. Podczas wizyty Scorpiusa Albus postanowił zapoznać swojego przyjaciela nie tylko z mugolskim Londynem, ale też i wszelkimi ogólnodostępnymi bajerami, włączając w to klasykę filmową i muzykę. Oczywiście, poprawił się James w myślach, poznał go z tymi filmami oraz tymi zespołami i wykonawcami, które uważał za warte uwagi. Jednymi z filmów, które chłopcy obejrzeli, były wszystkie części Szklanej pułapki, więc tego dnia, korzystając z okazji, wybrali się do kina na najnowszą, szóstą część najbardziej znanego filmu Bruce'a Willisa.

James obawiał się, że następna część może biedaka zabić.

Przez ostatnie dwa tygodnie miał ostrą powtórkę z tego, czego się nauczył o świecie mugoli przez całe swoje życie. Jego ojciec się śmiał, że to dobra rozgrzewka przed owutemami, ale szybko zamilkł, gdy jego pierworodny spojrzał na niego swoim najbardziej morderczym wzrokiem. Nie rozumiał, po co Albus wyjaśnia Scorpiusowi działanie każdego sprzętu w domu, ale widział, że im obydwu naprawdę się to podobało. Zwłaszcza Malfoyowi, który każdą nową informacją pochłaniał tak, jak swoje ulubione tosty z dżemem truskawkowym na śniadanie. James był na początku trochę zdziwiony, że Malfoya tak bardzo może zainteresować świat mugoli. Przecież to jest... Malfoy. A James dużo się nasłuchał opowieści swoich wujków (zwłaszcza wujka Rona) o całej rodzinie Scorpiusa. Tylko że Scorpius nie był winny za grzechy swojej rodziny i tylko Potterowie zdawali się o tym pamiętać.

- Jestem! - zabrzmiał mu w uchu dziewczęcy głosik i Lily zmaterializowała się obok niego, rzucając niedbale kilka wielkich reklamówek z nowymi ciuchami na stolik, odgradzając go od zalotnych spojrzeń mugolek, za co podziękował jej w duchu.
- Jakim cudem zdążyłaś nakupić tyle rzeczy w ciągu czterdziestu minut? - spytał Albus, wytrzeszczając oczy na jej zakupy. -  Rzuciłaś na siebie po kryjomu zaklęcie szybkości, czy co?
- Ciiiszeeej! - syknął Scorpius, rozglądając się dookoła, czy nikt ich nie podsłuchuje.
- Daj spokój - odparł Albus, przewracając oczami. - Jedynymi osobami, które mogą nas podsłuchiwać są tamte mugolki, a one i tak tylko szepczą między sobą i gapią się na Jamesa - powiedział, spoglądając na dziewczyny z politowaniem. Jego brat spojrzał na niego ze zdziwieniem.
- Zauważyłeś? - zapytał, pozornie lekceważącym tonem.
- Och, proszę cię, nawet ślepy by zauważył. Ale nie dziwię ci się, że je tak uparcie ignorujesz. Po całej tej aferze w czerwcu...
- To nie była żadna afera! - powiedział głośno James, widząc, że Scorpius przysłuchuje się mu z zainteresowaniem. - Przecież nikt się o tym nie dowiedział!
- I dzięki Merlinowi! - powiedziała Lily, unosząc ręce do nieba. - Ale to, że nikt o tym nie wie, nie oznacza, że postępowałeś dobrze.
- Ach! - Scorpius wydał z siebie dźwięk świadczący, że o czymś sobie nagle przypomniał. - Więc to o tobie mówił cały Slytherin pod koniec roku szkolnego! Stary, podziwiam cię, dwie dziewczyny na raz to niełatwa rzecz...! - Miał powiedzieć coś jeszcze, ale przerwał, gdy zobaczył przerażone miny Potterów. - ...Co?
- Slytherin o tym wie?! - krzyknął James, wpatrując się w Scorpiusa. Kątem oka zauważył, że Albus marszczy brwi, usiłując coś sobie przypomnieć.
- Nie pamiętam, żeby którykolwiek ze Ślizgonów coś o tym mówił... - powiedział w końcu jego młodszy brat, bawiąc się zamkiem od bluzy. - A przecież zawsze mam oczy i uszy szeroko otwarte!
- Skąd się o tym dowiedzieli?! - spytał James, sięgając przez stolik i łapiąc Scorpiusa za koszulkę. Poczuł na ramieniu dłoń Lily, która próbowała go uspokoić. - O sprawie wiedzieli tylko moi kumple z dormitorium i część rodziny! Każdy obiecał milczenie!
- Nie martw się, nikt nie mówił o nikim konkretnym - odpowiedział szybko Malfoy, bez cienia strachu. - Tylko rozeszła się jakaś plotka, że ktoś z szóstego roku zrobił dwie dziewczyny w konia, chodząc z obiema. Potem je rzucił, a one o niczym się nie dowiedziały. - W tym momencie coś w spojrzeniu Scorpiusa uległo zmianie, choć James nie potrafił określić, co to było. - Co się stało, James? Znudziły ci się?

W tym pytaniu James usłyszał niezbyt dobrze ukrytą nutę pogardy, dzięki czemu natychmiast otrzeźwiał. Natychmiast przyszła mu do głowy myśl, że chłopak może nieświadomie chce go sprowokować. I mimo że James wiedział, że Scorpius chce się w jakiś sposób odgrodzić od swojej rodziny, zachowując się całkiem inaczej, niż oczekiwaliby od niego wszyscy ludzie, którzy w jakimś stopniu mieli kontakt z jego ojcem czy dziadkiem, Scorpius zawsze pozostanie Malfoyem. A to mogło oznaczać, że niektóre rzeczy miał po protu w genach.

James powoli puścił koszulkę Scorpiusa i odsunął się od niego. Powstrzymał chęć strząśnięcia z ramienia ręki swojej siostry i powiedział spokojnym tonem, pragnąc odsunąć od siebie niedorzeczne uczucie potrzeby usprawiedliwienia się się przed całą trójką:

- Nie miałem dwóch dziewczyn na raz. Po prostu spotykałem się z obydwoma, ale naszych relacji nigdy nie nazwałbym związkiem. Ba, nigdy nie użyłem tego słowa, podobnie zresztą, jak one też tego nigdy nie zrobiły. W końcu nadszedł czas, kiedy musiałem wybrać jedną z nich. Jednak nie mogłem tego zrobić - mówił, podkreślając niektóre słowa, do oniemiałej trójki, która wpatrywała się w niego bez mrugnięcia okiem. - Po prostu nie potrafiłem. Każda decyzja miała mi złamać serce, więc egoistycznie postanowiłem nie wybierać żadnej. Sprawiedliwie cierpiała cała nasza trójka, choć tylko ja znałem prawdziwy tego powód. Jestem tylko człowiekiem.

Ponownie wziął do ręki napój i skierował wzrok na kilku chłopaków, którzy próbowali flirtować z robiącymi zakupy dziewczynami. Rozmowę na ten temat uznał za zakończoną. Podobnie musieli uznać Lily, Albus i Scorpius, bo zaczęli rozmawiać o płytach, które w sklepie muzycznym nabyła jego siostra. Więcej na ten temat z nim nie rozmawiali.

James nie mógł zrozumieć całego szumu wokół tej sprawy. Przecież ślubu im nie obiecywał, na litość boską! Nie widział nic złego w tym, że umawiał się z nimi w tym samym momencie. Chciał mieć większe pole do wyboru, chciał spędzić z nimi odpowiednią ilość czasu i wybrać którąś z nich, gdy miała nadejść na to pora.

Ale nie mógł.

Miał serdecznie dość tego, że nazywano go największym szkolnym amantem. Chciał wreszcie znaleźć sobie jedną, ale z prawdziwego zdarzenia, dziewczynę, z którą mógłby naprawdę być. A nie tylko być jej maskotką, którą tak chętnie się nim chwaliła przed znajomymi, bo był synem tego słynnego Harry'ego Pottera, bo był atrakcyjną gwiazdą gryfońskiej drużyny quidditcha, bo był chłopakiem, którego chciała każda.

Dlatego postanowił znaleźć taką, która w ogóle go nie chciała. Taką, o którą mógłby sam powalczyć i której zdobycie sprawiłoby mu ogromną satysfakcję, bo dokonałby tego sam. Sam. Bez nazwiska ojca czy pozycji w drużynie. Bez krążącego wokół niego tłumu ludzi, którzy chcieli zostać jego przyjaciółmi. Bez tej całej otoczki popularności, która go otaczała. Bo dziewczyn, które same z siebie składały mu niemoralne propozycje, miał już powyżej uszu. Minęły czasy, kiedy James korzystał z każdej oferty i dogłębnie poznawał dziewczęta z Hogwartu. I nie tylko z Hogwartu.

James Potter najzwyczajniej w świecie dorósł.

Znalazł dwie dziewczyny, obie o rok od niego młodsze, które jako jedyne na korytarzu nie wodziły za nim wzrokiem. Alicia i Mary. Krukonka i Puchonka. Blondynka i brunetka. Marzycielka i buntowniczka. Obydwie piękne, obydwie mądre, obydwie pełne zalet i wad, które za każdym razem chciało się odkrywać na nowo. Nie było mu łatwo się do nich zbliżyć. Na początku Alicia uciekała za każdym razem, gdy do niej podchodził, a Mary w kilku prostych (i niezbyt miłych) słowach powiedziała mu, co o nim myśli. Minęło sporo czasu, zanim zgodziły się na prostą rozmowę, a co dopiero na coś więcej. Dziewczyny tak inne, a zarazem tak do siebie podobne...

Łamało mu się serce, gdy patrzył na łzy Alicii i chłodne spojrzenie Mary, kiedy mówił im, że nie mogą się więcej spotykać. Złamało się do końca, gdy zapytały o powód, a on nie udzielił im odpowiedzi. Po całym tym zdarzeniu pluł sobie w brodę, że na samym początku nie mógł się zdecydować na jedną, tylko postanowił się spotykać z obiema. Nie zdając sobie z tego sprawy, kusiły go i przyciągały do siebie, nie wiedząc, na co skazują zarówno siebie, jak i jego. Ukojenie przyszło dopiero w postaci ojca, który niemal siłą wyciągnął z niego przyczynę jego złego samopoczucia. Harry nie był z tej sytuacji zadowolony i trochę mu zwymyślał, ale potem odparł, że James wybrał najlepsze wyjście, które miał do wyboru. Bo gdyby wybrał jedną z nich, miałby wyrzuty sumienia wobec tej drugiej, a tak mają całe wakacje na przyzwyczajenie się do całej sytuacji i powrót do normalnego, szkolnego życia. Przecież są młodzi i na pewno jeszcze będą mieli szanse się z kimś związać. Cała trójka.

James o tym wiedział. Ale był wdzięczny ojcu za te słowa.

Tak naprawdę nie wiedział, dlaczego tak zareagował na wiadomość Scorpiusa. Slytherin wiedział. A jak Ślizgoni wiedzieli coś tylko po części, robili wszystko, aby poznać całą prawdę. Miał tylko szczerą nadzieję, że ten, komu "wypsnęło się" o jego rzekomym związku z Alicią i Mary, zamknie usta i więcej nic na ten temat nie powie. Nie chciał ranić tych dziewczyn bardziej, niż już to zrobił.

Gdy zbierali się do wyjścia, James nadal był pogrążony w myślach. Nie miał pojęcia, o czym rozmawiało jego rodzeństwo z Malfoyem, nie wiedział też, kto zaproponował powrót do domu.Wstał z miejsca, upewnił się, że ma przy sobie portfel i zupełnie przypadkowo spojrzał na mugolki, które ciągle siedziały na swoich miejscach. Wpatrywało się w niego pięć par oczu.

Przez jedną krótką chwilę zastanawiał się, co one w nim widzą.

A potem uśmiechnął się uwodzicielsko do jednej - pierwszej lepszej - z nich i puścił do niej oko. Podniecone szepty i śmiechy towarzyszyły im do czasu, gdy zniknęli im z horyzontu.

Jestem tylko człowiekiem.
*

- Nie mogę uwierzyć, że wpuściłeś Malfoyów do swojego domu - powiedział do Harry'ego wujek Ron podczas ostatniego niedzielnego obiadu w Norze.
- Powtarzasz się, Ronald - warknęła ciotka Hermiona. - Poza tym, to nie był pierwszy raz, kiedy Draco i Astoria gościli w ich domu, prawda, Harry?

Albus siedział przy stole koło matki i grzebał ze znudzeniem widelcem w swoim talerzu. Ziewnął szeroko i zignorował zgorszone spojrzenie babci Molly, kiedy nie zasłonił ręką ust. Minęło sporo czasu, odkąd ostatnim razem się tak wynudził. Nie żeby nie lubił wizyt u swoich dziadków, ale wolałby skorzystać z ostatnich dni wakacji i spędzić dzień na czytaniu jakiegoś nadprogramowego podręcznika do Eliksirów, które zdobył w trakcie niedawnych zakupów na Pokątnej. Ale to nie był jedyny powód, dla którego Albus chciał zostać tego dnia w domu.

Albus nie przepadał za swoją rodziną. Oczywiście, lubił niektórych członków swojej rodziny, ale większość doprowadzała go do szału. Taki stan rzeczy utrzymywał się, odkąd poszedł do Hogwartu, a krawat z jego mundurka przybrał zielono-srebrne barwy. Dopiero na pierwszym roku, kiedy wrócił do domu na święta, dowiedział się, komu tak naprawdę na nim zależy.

Potterowie byli tylko na początku wyprowadzeni z równowagi całą tą sytuacją. Właściwie tylko jego matka. Ojciec od początku uśmiechał się dobrotliwie, jakby od początku wiedział, jak potoczy się ceremonia przydziału, ale jedenastoletni wówczas Albus miał ochotę zetrzeć mu ten jego uśmieszek z twarzy. James obrzucił wszystko w żart i powiedział, że teraz będzie miał wtyki w ślizgońskiej drużynie quidditcha i tylko od czasu do czasu mówił, że od zawsze to przeczuwał, a Lily nie powiedziała ani słowa. Gdy tylko go zobaczyła, rzuciła mu się na szyję i zaczęła go zasypywać pytaniami dotyczącymi szkoły. Ginny w końcu przyzwyczaiła się do Ślizgona w rodzinie, a w późniejszych latach niemalże z czułością dotykała emblematu Slytherinu na jego mundurku.

Z Weasleyami sprawa się miała nieco inaczej. Jego ulubiona kuzynka Rosie od początku była po jego stronie, a Hugo żył w swoim własnym świecie, żeby zauważyć jakiekolwiek napięcie pomiędzy Albusem a pozostałymi członkami rodziny. Ciotka Hermiona podeszła do tego aż zbyt entuzjastycznie (nawet Harry patrzył się na nią dziwnie, gdy ogłaszała wszem i wobec, że "sytuacja Albusa doprowadzi do ostatecznego rozejmu między Gryfonami a Ślizgonami"), a wujek Ron najpierw coś powarczał do siebie pod nosem, a potem mocno go uściskał i wyszeptał mu do ucha, żeby nie dał się zabić. To mu nieco dodało otuchy, bo myślał, że to właśnie on najbardziej będzie się na niego wściekał.

Wujek Charlie, który nie miał własnej rodziny, rozpieszczał dzieci swojego rodzeństwa jeszcze bardziej niż dziadek Artur, więc Albus nie zdziwił się całkowitym wsparciem z jego strony. Podobnie było z wujkiem Billem, który za młodości miał kilku znajomych w Slytherinie i ciotką Fleur, która jednak nie uczęszczała do Hogwartu i nie wiedziała, co oznacza bycie Ślizgonem, w czasie gdy większość rodziny to Gryfoni. Victoire bardzo mu pomogła w czasie jego pierwszego roku nauki, gdy na samym początku nie mógł się pogodzić z losem. Można powiedzieć, że robiła to z obowiązku (była wówczas prefektem naczelnym), ale Albus wiedział, że robiła to z dobroci serca. To między innymi dzięki niej zaakceptował swój los, a z czasem polubił swój drugi dom. Jej młodsze rodzeństwo, Dominique i Louis, to Gryfoni z krwi i kości, więc do dziś dokuczają mu z powodu jego przydziału.

Po wujku Percym nie spodziewał się ani krztyny życzliwości. Nigdy go nie lubił i ze wzajemnością, choć Percy nigdy tego nie powiedział wprost, w przeciwieństwie do Albusa, który zarobił kilka szlabanów od matki za "bezczelne zachowywanie się w stosunku do jej kochanego brata". Kochanego brata, myślałby kto. Niby od kogo dowiedział się tylu rzeczy o kochanym wujku Percym? Od niej samej! Tyle razy pomstowała na niego i na jego żonę, kiedy myślała, że żadne z jej dzieci tego nie słyszy. Dzięki temu wyrobił sobie opinię o ciotce Audrey, z którą nigdy nie zamienił nawet słowa, ale wiedział, że była Puchonka była na tyle głupia, że nikt inny oprócz wujka Percy'ego jej nie zechciał. Nic dziwnego, że ich córki, Molly i Lucy, były najpodlejszymi dziewczynami, jakie widział świat. I Krukonkami, co jeszcze bardziej potęgowało ich podłość.

Najbardziej rozczarowała go reakcja wujka George'a. Ich relacje stały się chłodne, oficjalne, po prostu smutne. Brakowało mu ich wspólnych żartów i wizyt w jego sklepie, gdzie aktualnie zaglądał tylko wtedy, kiedy był pewien, że właściciela nie było. Wiedział, że George znowu śledziłby każdy jego krok, jakby czyhając, czy Albus czasem nie zamierza czegoś ukraść. Pewnego dnia, kiedy wujek uważnie mu się przyglądał za każdym razem, gdy wziął do ręki jakąś rzecz, nerwy mu puściły i wybiegł ze sklepu, nie zważając na zaniepokojone nawoływania swoich rodziców. Awantura, którą potem zrobiła George'owi jego siostra będzie zapamiętana na długo. I nie pomogła ciotka Angelina, która zawsze lubiła Albusa, nie pomogli Fred i Roxanne, którzy ostrymi słowami próbowali przywrócić swojego ojca do porządku, George nie zmienił swojego zachowania w stosunku do Albusa.

To bolało. Bardzo bolało.

Niech więc się nie dziwią, że Albus Potter zachowuje się tak, a nie inaczej. Sami sobie są temu winni.

Jego wzrok padł na Teddy'ego Lupina, który czule obejmował poślubioną zeszłego lata Victoire. Jakoś nikt się nie czepiał jego za bycie Ślizgonem. Tak samo nikt się nie czepiał Molly i Lucy za przydzielenie do Ravenclawu, mimo że ich ojciec to Gryfon, a matka Puchonka. Dopiero po chwili uświadomił sobie, w czym rzecz, a na jego usta wpłynął ten jego charakterystyczny drwiący uśmieszek pełen zrozumienia, którego tak nie cierpiał Scorpius. Dlaczego wcześniej na to nie wpadł? Ted został wychowywany przez babcię Ślizgonkę, która czasami potrafiła być przerażająca, poza tym miał trochę Ślizgona we krwi. A jeśli chodzi o Molly i Lucy... Ravenclaw to w końcu nie Slytherin.

Zacisnął zęby, powstrzymując się od warknięcia ze złości i zaczął się intensywnie wpatrywać w ojca. No dalej - myślał uporczywie - powiedz to w końcu, pogadajmy przez chwilę i wracajmy do domu. Nie mam zamiaru tu dłużej siedzieć. Albus zgodził się na wizytę w Norze bez żadnej kłótni tylko z jednego powodu. Harry miał w końcu wyjawić im ten sekret, o którym niegdyś rozmawiał w swoim gabinecie z Malfoyem, gdy Scorpius z rodziną przybyli na obiad.

Wiedział, że Scorpius już wie. Tego samego dnia chłopak wysłał Potterowi list, który okazał się zwykłem kawałkiem pergaminu z nabazgranymi wykrzyknikami na całej stronie, bez żadnego wyjaśnienia. Ale Albus wiedział o co się rozchodzi i od razu wysłał mu odpowiedź zwrotną z rozkazem natychmiastowego wyjaśnienia powodu jego radości. Następne słowa Scorpiusa sprawiły, że Albus miał ochotę coś rozwalić.

Spieprzaj. W końcu i na Ciebie przyjdzie kolej.

Gdy tylko to przeczytał w głowie zabrzmiał mu znajomy śmiech, którego tak bardzo nie znosił. Śmiech zarezerwowany tylko dla niego, śmiech, którego nikt inny nigdy nie usłyszy. Śmiech Scorpiusa naśmiewającego się ze swojego najlepszego przyjaciela.

- Niech cię szlag, Malfoy! - ryknął tak głośno, że przez chwilę miał wrażenie, że jego słowa dotarły do Scorpiusa. A teraz siedzi przy stole w Norze i czeka, aż Święty Potter w końcu przemówi.
- 'Arry, myślę, że już czas - powiedziała Fleur, pojawiając się przy boku najstarszego Pottera i kładąc dłoń, na jego ramieniu. Albus poczuł dziwne bzyczenie koło ucha, jakby powoli zaczynał się domyślać, co się kroi.
- Tak, masz rację - powiedział jego ojciec, wstając od stołu.

Wszystko potoczyło się błyskawicznie. Kilka słów ojca. Szeroki uśmiech ciotki Fleur. Przekleństwa Dominique i wesołe krzyki najmłodszego kuzynostwa. Niepewne spojrzenie Harry'ego i Ginny na Jamesa, który nie posiadał się z radości. Fred i Molly wykonujący jakiś dziwny taniec ze szczęścia. Zmartwione miny dziadków.

A Albus czuł tylko jedną rzecz. Jedną jedyną rzecz, której nie czuł żaden członek jego rodziny oprócz jego samego.

Albus czuł wściekłość.

*

- Turniej Trójmagiczny?! Serio?! - krzyczał już w domu Albus, dając upust swoim emocjom, bo w Norze nie odezwał się ani słowem.
- Nie wiem jak mogliście się nie domyśleć, przecież nie jesteście tacy tępi - odezwała się ślizgońska część Teddy'ego, który postanowił wpaść na chwilę do ich domu. Mówił coś o jakichś dokumentach, ale Albus wiedział, że Ted - podobnie jak on - nie przepadał za niektórymi Weasleyami. 
- Ja już się nie mogę doczekać! - powiedział James rozmarzonym głosem, rozwalając się na fotelu przed kominkiem. - Marzyłem o tym, po prostu marzyłem!
- Ja też o tym marzyłem, James! - krzyknął Albus, krążąc nerwowo po pokoju. - I nie dostanę szansy nawet wrzucenia tej pieprzonej karteczki z moim nazwiskiem do tej pieprzonej Czary, bo nie mam skończonych pieprzonych siedemnastu lat! - krzyczał, ignorując zdumione spojrzenia swojej rodziny. - A następny turniej może się odbyć za pieprzone pięć lat!
- Severus... - powiedział cicho Harry, stając w drzwiach do jadalni.
- I jak zwykle to ty dostaniesz tę szansę - powiedział pozornie spokojnym tonem, zbliżając twarz do twarzy Jamesa. - Jak zwykle ty.
- Severus. - Harry znowu próbował zwrócić na siebie uwagę swojego syna, ale ten po raz kolejny go zignorował. Lily przylgnęła do boku matki, która przerażonym wzrokiem wpatrywała się w rozgrywającą się przed nią scenę.
- Albus, uspokój się, to nie jego wina... - zaczął Ted, powoli odciągając go od brata.
- O co ci chodzi? - spytał James, szybko wstając z fotela.
- O to, że jak zwykle chcesz zwrócić na siebie uwagę - powiedział Albus, nie przerywając kontaktu wzrokowego z bratem. - ...Glizdogonie.
- Severus!

Ale Albus nie słuchał. Odwrócił się na pięcie i zostawiając za sobą zszokowaną rodzinę, pobiegł do swojego pokoju i głośno trzasnął drzwiami.


Kochani moi, przepraszam, że tak długo to trwało! Obiecałam sobie, że będę pisać kiedy tylko będę w stanie, ale studia, które zaczęłam w tym roku zajmują cały mój czas i przez nie kompletnie tracę siły. Kłamał ten, kto powiedział, że student uczy się tylko do sesji. Gówno prawda. Zwłaszcza, jeśli chodzi o język, tak jak w moim przypadku.
Jest rozdział. Akcja trochę przyspieszona, bo już nie mogłam się doczekać właściwej akcji, dlatego jest, jak jest. Gratuluję tym niektórym, którzy odgadnęli, że chodziło o Turniej. Nie było trudno zgadnąć, prawda? Wiem, że niektórzy mogą się wściekać o relacje Albus-rodzina czy Teddy-rodzina, ale było zbyt różowo i postanowiłam to zmienić. Postanowiłam trochę bardziej pokazać Albusa, który do tej pory wydawał mi się dość szarą postacią. Chyba zrobiłam z niego bohatera tragicznego, prawda?
Niedługo dodam podstronę z bohaterami i ich krótkimi, "własnymi" opisami o raz muzykę, która będzie jakby soundtrackiem mojego opowiadania. Nie martwcie się, będzie można przełączać dane utwory, a także i je całkowicie wyłączać, jeśli dana osoba nie toleruje muzyki przy czytaniu.
Pozdrawiam serdecznie i postaram się dodać następny rozdział zdecydowanie szybciej.
xx

6 komentarzy:

  1. NO, NO, NO, TĘSKNIŁAM!
    Turnieju Trójmagicznego się domyślałam, więc sumie bez zaskoczenia, spodobały mi się bardzo opisy z punktu widzenia Albusa i szczerze mówiąc, czytając jak wyraził się do brata "Glizdogonie" zdębiałam. Dla mnie to byłoby jego z najgorszych przezwisk jakie mogłyby być. A James to cały dziadek, boziuniu kochany, ale się cieszę! Pozdrawiam (:

    OdpowiedzUsuń
  2. O masakra!
    Początek jest zachwycający ależ oni mają świetny gust filmowy ;D
    Gdyby James istniał na prawde to chyba bym się zakochała to taki bad boy który jak się zakocha to wielbi swoją dziewczynę, normalnie stworzyłaś mów IDEAŁ! xd
    smutno mi było trochę jak czytałam o Albusie i jego relacjach w rodzinie ale nio cóż na pewno dodało to troche realizmu bo w żadnej rodzinie nie jest idealnie i sielankowo.
    No i w ogóle to... Tórniej Trójmagiczny ZA-JE-BI-ŚCIE! Sie będzie działo :>

    OdpowiedzUsuń
  3. Biedny Albus, biedny! Ale dobrze mu tak, sam jest sobie winien, skoro trafił do Slytherinu!
    Nie no, nie uważam tak. Ważniejsze jest to, że Albus sam w sobie wydaje się być w porządku. Polubiłem go i tym bardziej mi przykro, że go coś takiego spotkało...
    Oby to NIE skończyło się samobójstwem. Wcale bym tego nie chciał...
    W dodatku stwierdzam, że James to po prostu frajer i wcale mi nie jest przykro z powodu tamtej historii. W tekście powiedziane zostało, że dorósł, ale... jakoś tego nie kupuję. Przestają go kręcić te wszystkie lecące na niego "łatwe" panienki, dlatego przerzucił się na takie, które go nie chcą? Stwierdził, że zrobi sobie challenge, sprawdzi czy potrafi? A ponieważ to nie było jeszcze za trudne, to postanowił zabrać się za dwie naraz. Naprawdę doniosły krok w kierunku dorosłości. Wprawdzie przyznaję, że zakończył to w sposób dość dojrzały, więc można go choć trochę usprawiedliwić...
    ...ale nie, nie pasuje mi to. Wciąż jest frajerem, przykro mi. Ale przynajmniej zabawnym frajerem i mimo wszystko fajnie widzieć go w tym opowiadaniu. Bo każde opowiadanie powinno mieć swojego frajera, a James Potter jest przynajmniej fajnym frajerem. Jak na frajera. Lubię go xD
    No, pomarudziłem sobie, ale nie ukrywam, że rozdział czytałem z przyjemnością, chociaż działo się stosunkowo niewiele. Co nie jest zaskakujące, po prostu rozdział który zatrzymuje czytelnika na chwilę, aby powiedzieć nam coś więcej o postaciach. Jedne z tych, których nie wspomina się miesiącami, ale są potrzebne i dodają wartości całości*.
    A w dodatku w końcu dowiedzieliśmy się, co się czaiło! Mamy Turniej Trójmagiczny! Załóżmy, że jestem zaskoczony i w ogóle się tego nie domyślałem. Ale bardzo jestem ciekaw, jakie będą zadania *.*
    Dobra, dość już napisałem. Więc czekam na więcej! :3

    * - chyba, że jesteś Stefanem Żeromskim, to wtedy nie. Ale nie zamierzam tu o nim gadać.

    OdpowiedzUsuń
  4. Coraz bardziej podoba mi się postać Albusa. A może historia się powtórzy i w Turnieju Trójmagicznym weźmie udział osoba, która nie ukończyła 17 lat? :)

    OdpowiedzUsuń
  5. rozdział poświęcony w pełni młodzieży, a zwłaszcza Albusowi, co mnie cieszy, bo jak wiesz, to moja ulubiona postać. i tak próbuję sobie przypomnieć, ale nigdzie wcześniej nie było napisane, że dostał przydział do Slytherinu, nie? oczywiście mnie to nie martwi, a nawet wręcz przeciwnie xD
    James mnie jak na razie tylko denerwuję i mam nadzieję, że w przyszłości to się jakoś zmieni, bo myślę, że będzie brał udział w Turnieju? a prawdziwej dziewczyny, to on sobie nigdy nie znajdzie, bo jest zbyt zarozumiały.
    Albusa mi strasznie szkoda, a najbardziej mnie wkurzyło, że George nie chce zmienić co do niego zdania, no ugh, resztę zniosę, ale George? no pls.
    żałuję tylko, że zakończyłaś rozdział w momencie kłótni, bo w sumie jestem ciekawa jak mogłaby się dalej potoczyć i czy Harry zareagowałby wreszcie w jakiś ostrzejszy sposób, albo czy James próbowałby coś odpowiedzieć (odkrzyknąć? xD) swojemu bratu.
    ogólnie rozdział mi się bardzo podobał, bo dużo Albusa, w końcu wiadomo, że będzie Turniej Trójmagiczny, no i końcowa kłótnia, więc teraz tylko czekam na następny rozdział, tylko mam nadzieję, że trochę krócej! xD

    OdpowiedzUsuń
  6. Początek bardzo bardzo fajny, miałam tą scenę przed oczami na najwyższym piętrze bodajże MH ;D A James, ładnie sobie pogrywa nie powiem, taki lovelasik ale jak trzeba będzie to się poświęci dla wybranki na sto procent,zastanawia mnie jak to się dalej z tymi jego podbojami potoczy. Szkoda mi Albusa bo niezbyt ciekawie jest być młodszym z braci bo zawsze masz więcej ograniczeń i niepotrzebnie tylko się denerwujesz. Wydaje się być taki osamotniony mimo wszystko. Więc trochę postać tragiczna Ci wyszła, masz rację ;D
    Jedyne co mi namieszało w głowie to opis tych relacji rodzinnych, są ważne ale w pewnym momencie się już pogubiłam bo po prostu wiesz, że wielką fanką to ja nie jestem ;D
    | distractedme<3

    OdpowiedzUsuń

Layout by Yassmine